piątek, 1 lutego 2013

O czekaniu


Przed nami kolejna prezentacja młodego, utalentowanego człowieka - mam nadzieję, że nie obrazi się za te słowa - amatora fotografii, a może lepiej brzmi stwierdzenie - samouka z fotograficznym zacięciem! Niejednokrotnie szukamy pasjonatów gdzieś daleko, zapominając, że przecież mamy ich tuż "za płotem" - dosłownie :)
Jacek Bies jest studentem Akademii Techniczno-Humanistycznej, lecz pomimo studiowania kierunku ścisłego jest także humanistycznym umysłem, co niewątpliwe pozwala mu wykonywać zdjęcia, które w moim odczuciu, są w jakimś stopniu portretami duszy fotografowanych osób. Polecam przeczytanie "autobiografii" Jacka, która świadczy o jego dystansie do siebie. Dowiemy się także nieco o jego sposobach na dobre zdjęcia oraz kogo najchętniej fotografuje.

Kasia


Czekałeś kiedyś na pociąg, który nie nadjechał? Może na zachętę, może na ten jeden uśmiech, bodziec, który istniał tylko w Twojej głowie? Jesteś tu i teraz, czy może wciąż czekasz? Wczoraj było pięknie. Właśnie, wczoraj.

Bohaterowie (nie mylić z modelami) moich zdjęć wciąż czekają. Na co dzień wszystkie emocje zakopują głęboko pod ziemię, nie wpuszczają nikogo zbyt blisko siebie. Są nieufni, zachowawczy. Uważają, że nie mają na nic wpływu, że wszystko dzieje się ponad nimi. Narzekają, choć sami są sobie winnymi. Często odpływają, w swój „lepszy” świat. I czekają.


Czym nie jest dla mnie fotografia? Nie jest sposobem na życie, nie zarabiam na tym. Na pewno nie jest też zwyczajną pasją. Czym więc jest? Myślę, że czymś w rodzaju medium, które pozwala mi, w sposób wizualny, coś opowiedzieć. Czasem zwyczajnie zarejestrować miejsce, w którym aktualnie przebywam i które w jakiś sposób mnie sobą absorbuje. Może i dlatego, że pamięć mam nie-fotograficzną, tylko raczej słuchową, stąd te „zapiski” :)

Tworzenie zdjęć. Ostatnio skonstatowałem, że planowanie wszystkiego, dopinanie na ostatni guzik nie jest dobre. Przynajmniej u mnie się nie sprawdza. Te wszystkie misternie układane plany w realizacji (o ile do niej dochodzi) okazują się fiaskiem. Dlatego też wolę działać intuicyjnie, co nie znaczy przypadkowo. Wystarczy impuls, mała iskra. Tylko trzeba wyczuć moment (i mieć przy sobie aparat). Większość zdjęć (o ile nie wszystkie), które tu zaprezentuję, powstało w taki oto sposób. Jeszcze tytułem sprostowania (co by nie zostać posądzonym o tzw. „pstrykactwo” :) chciałbym dodać, że dobrze jest mieć ogólny plan, wstępny zamysł.


Sprawy techniczne. Swoje obrazy (jak to szumnie brzmi!) zapisuję na matrycach: cyfrowej i analogowych. Jeżeli chodzi o moje preferencje, to sprawa prezentuje się następująco. Kiedy zacząłem fotografować moim pierwszym (i jedynym, choć właściwie drugim, bo pierwszy był uszkodzony) aparatem analogowym, nie mogłem doczekać chwili, gdy uzbieram na pierwszą cyfrową lustrzankę. Pierwsze tygodnie z nową zabawką (w końcu jestem facetem) upłynęły pod znakiem zapoznawania się oraz nadmiernej eksploatacji (mam kartę pamięci 4 GB). Taka faza uczenia się. Ogromnym rozczarowaniem okazał się fakt, że samo posiadanie „luszczanki” nie czyni artystą. Oszukali mnie. Z czasem coraz częściej zacząłem sięgać pod starą poczciwą Prakticę. Wybaczyła mi. To, co wcześniej uważałem za wadę tego typu rozwiązań, aktualnie uważam za atut. Fotografowanie takim aparatem uczy pokory i szacunku do fotografii. Ograniczona długość negatywu zmusza do myślenia, naprawdę!

Obecnie staram się szukać kompromisu pomiędzy obrazowaniem cyfrowym i analogowym. Pracuję w świetle zastanym, a w planach mam również „oswojenie się” ze światłem sztucznym.

A tak poza tym (tak, wiem, nie zaczyna się zdania w ten sposób) to lubię filmy Kieślowskiego, anielski głos Lisy Gerrard i ostatnio, coraz mocniej, twórczość Gombrowicza. I żyję na koszt podatników, znaczy się studiuję. Ale jeszcze tylko pół roku, mam nadzieję.

Jacek


Podziel się

0 komentarze:

Blogger Template by Clairvo