poniedziałek, 26 listopada 2012

Mr.Gugu&MissGo

Jeśli szukacie alternatywy dla "sieciówek", które z roku na rok tracą na wartości, jeśli szukacie sklepu, w którym znajdziecie coś, o czym nawet nie marzyliście, jeśli szukacie ubrań wyjątkowych a niedrogich, koniecznie musicie zajrzeć do Mr.Gugu&MissGo.
Pomysłodawcą firmy jest Jakub Chmielniak- osoba odpowiedzialna za projekty oraz ogólny zarys marki. Ubrania Mr.Gugu&MissGo charakteryzują się bardzo prostym, ale pomysłowym nadrukiem, wykonanym na całym materiale. Jak sami przyznają, printy te stały się z czasem znakiem rozpoznawczym marki.  Widać inspiracje zaczerpnięte z malarstwa, popkultury a ostatnio nawet z jedzenia. Do wyboru mamy legginsy, koszulki, bluzy, bluzki, sukienki, spódnice, marynarki a nawet stroje kąpielowe, które mogą być wykorzystane w sezonie zimowym jako body :) Dla fanów mamy niespodziankę, niedługo w naszym mieście powstanie pierwszy stacjonarny sklep z ubraniami Mr.Gugu&MissGo.


Udało mi się podpytać o szczegóły tego przedsięwzięcia, ale i nie tylko o to. 

Bielska Przystawka: Jak wspominacie początki firmy? Czy mieliście już swoje grono odbiorców? Czy dopiero szukaliście potencjalnych klientów i fanów tego rodzaju odzieży?
Mr.Gugu&MissGo: Początki narodziły się wraz z pierwszą edycją bielskiej imprezy modowej Neo Fashion Jamboree. Oczywiście z czasem, przy okazji promocji firmy w kraju, pojawiły się nowe możliwości, takie jak ekspansja naszych ubrań na cały świat. Dziś nasza marka jest rozpoznawalna także zagranicą, czego dowodem są codzienne wysyłki nawet w najdalsze zakątki świata. 

Bielska Przystawka: Dość szybko uzyskaliście sporą liczbę fanów, zarówno Bielszczan ale i nie tylko. W ubraniach Mr.Gugu&MissGo chodzi już cała Polska. Kiedy pojawią się pierwsze stacjonarne sklepy? I oczywiście gdzie?
Mr.Gugu&MissGo: Pierwszy sklep pojawi się oczywiście w mieście, z którego pochodzimy oraz gdzie pracujemy, czyli w Bielsku-Białej. Otwarcie naszego lokalu planujemy jeszcze w tym roku. Będzie to nietypowe miejsce, gdzie można będzie zarówno zakupić nasze ubrania jak i także napić się aromatycznej kawy. Sklep będzie miał swoją siedzibę w okolicach Placu Chrobrego, na ul. Nad Niprem. Serdecznie zapraszamy. 

Bielska Przystawka: To chyba będzie najlepsza informacja dla Waszych fanów. Wiele osób boi się zamawiać ubrania przez Internet, dlatego jeśli klient chciałby wcześniej przymierzyć, zobaczyć, dotknąć interesującą go rzecz, czy może udać się do Waszej pracowni bądź siedziby firmy i dopiero dokonać zamówienia? 
Mr.Gugu&MissGo: Tak, jest taka możliwość. Można dotknąć, przymierzyć i oczywiście zakupić nasze ubrania. 
  
Bielska Przystawka: Na zrealizowanie zamówienia czeka się około dwóch tygodni, czy to oznacza, że ubrania są szyte bezpośrednio na zamówienie danego klienta?
Mr.Gugu&MissGo: Mamy własną linię produkcyjną, więc jesteśmy w stanie szyć na zamówienie, co niedługo nastąpi i każdy z naszych fanów będzie mógł sam stworzyć nadruk, zdobiący jego strój. 

Bielska Przystawka: Skąd pomysły na wzory, fakturę Waszych obrań? Są one oryginalne, ciekawe i jak dla mnie bardzo smaczne, szczególnie te, z nadrukami cukierków, pastylek i misiami Haribo. 
Mr.Gugu&MissGo: Nadruki dają nieograniczone pole manewru dla naszej wyobraźni. Obecnie, po czasach kiedy na naszych ubraniach królowały galaktyki oraz dzieła sztuki, przyszedł czas na jedzenie. Zależy nam, na tym, aby uwiecznić smaki naszego dzieciństwa tj. kwaśne żelki czy misie Haribo. Smaki będą pojawiały się także w kolejnych projektach.

Bielska Przystawka: Mamy nadzieję, że firma nadal będzie się prężnie rozwijała a projektantom nie zabraknie tak twórczych pomysłów. Życzymy tego, aby cały świat ubierał się w Mr.Gugu&MissGo
Mr.Gugu&MissGo: Nieskromnie mówiąc, już cały świat nosi Mr.Gugu&MissGo :)

Fot. Ula Kośka

Aneta


1 komentarze:

czwartek, 22 listopada 2012

Wywiad z Tomaszem Drabkiem


Na pierwszej linii wywiadu - Tomasz Drabek - aktor Teatru Polskiego w Bielsku-Białej. Niezapomniany ze swoich ról m.in. w spektaklach: "Testosteron", "Nowe wyzwolenie", "Tak wiele przeszliśmy, tak wiele przed nami", "Piaskownica", "Bitwa o Nangar Khel", "Zbrodnia", "Proces". Tomasza Drabka można również zobaczyć na małym i dużym ekranie. Zagrał w takim produkcjach filmowych, jak: "1920 Bitwa Warszawska", czy "Ryś", a także gościnnie w różnych serialach telewizyjnych. Pewnie niewielu z Was wie, że ma też na swoim koncie debiut reżyserski w krótkometrażowym filmie "Tak nam się usiadło" (2009). Działa w stowarzyszeniu Centrum Sztuki KONTRAST w Bielsku-Białej. Laureat wielu prestiżowych nagród, w tym Nagrody Publiczności na Koszalińskich Konfrontacjach Młodych m-Teatr (2012 r.) za rolę w spektaklu "Proces" w reżyserii Jacka Bały.


Kasia: Skoro zgodził się Pan udzielić wywiadu dla BIELSKIEJ PRZYSTAWKI, to może najpierw porozmawiamy o naszym mieście. Jak to z nim jest - „Mały Wiedeń” czy jednak tylko prowincja?
Tomasz Drabek: Kocham to miasto. Tu się urodziłem, wychowałem. Tu mieszkają bliscy mi ludzie. Bielsko-Biała jest pięknym miastem z ogromnym potencjałem. W niewielu miastach mógłbym przed pracą wyskoczyć na narty a latem pożeglować. Jeśli coś można uznać za prowincjonalne to brak odwagi w promowaniu tego miasta

Kasia: Śledząc Pańską biografię natrafiłam na informację, iż jest Pan absolwentem filologii polskiej UJ... Skąd w takim razie aktorstwo?
Tomasz Drabek: W siódmej klasie szkoły podstawowej Kuba Abrahamowicz (aktor Teatru Polskiego) uczył mnie języka polskiego, to on zaraził mnie teatrem. Założyliśmy najpierw grupę teatralną, później stowarzyszenie Centrum Sztuki Kontrast. Nigdy jednak nie myślałem o aktorstwie, jako pracy. Kiedy kończyłem studia ówczesny dyrektor Teatru Polskiego Henryk Talar zaproponował mi rolę w ”Mistrzu i Małgorzacie” i tak przeniosłem się do teatru zawodowego. Tu już zostałem.

Kasia: Które sztuki wymagają większego przygotowania – lekkie i komiczne, takie jak „Testosteron”, czy te wnikliwie psychologiczne (np. „Proces”) ?
Tomasz Drabek:Myślę, że stopień trudności w przygotowaniu roli nie zależy od gatunku sztuki. Ważny jest proces twórczy, to, z kim się pracuje. Czy reżyser potrafi zainspirować i otworzyć aktora, czy też zupełnie nie potrafi się z nim porozumieć.  To, w jaki sposób powstaje  spektakl ma ogromne znaczenie. Ma to wpływ nie tylko na efekt artystyczny, ale i na stosunek aktorów do spektaklu, w którym grają.

Kasia: Spektakl „Zbrodnia”, w którym można Pana zobaczyć, został nazwany przez recenzentów „awangardą w teatrze”. W czym ona się przejawia?
Tomasz Drabek:To określenie chyba trochę na wyrost.  Za „awangardowy” mógłbym ewentualnie  uznać sposób prowadzenie postaci i kontaktu z publicznością. Często improwizujemy i staramy się zacierać granicę miedzy graniem i „byciem prywatnie”. Ale czy jest to awangarda w teatrze?

Kasia: Teatr Polski w Bielsku-Białej słynie z tego, że stara się poruszać współczesne, nurtujące i niewyjaśnione do końca tematy, czego przykładem jest „Bitwa o Nangar Khel”, w której Pan zagrał. Uważa Pan, że możliwe jest do zaistnienia zjawisko pojednania na scenie?
Tomasz Drabek: Nie wiem czy można pojednać się na scenie. Wiem na pewno, że teatr jest miejscem spotkania, spotkania bezpośredniego twarzą w twarz, a to otwiera ogromne możliwości. Poruszając takie tematy dajemy szansę na pojednanie, zmuszamy do dialogu.



Kasia: Bardzo podoba mi się, że jako aktor Teatru Polskiego nie jest Pan na jego wyłączność, a poszerza horyzonty, gdyż aktywnie działa Pan w bielskim Stowarzyszeniu Centrum Sztuki KONTRAST, angażuje się w przedstawienia współpracujące z PWST w Krakowie, Teatrem Grodzkim. Chyba warto brać udział w różnorodnych przedsięwzięciach, w końcu owocem takiej współpracy jest Pańska nagroda, zdobyta za rolę w spektaklu „Proces”.
Tomasz Drabek: Pracując w teatrze nie zawsze ma się możliwość realizowania w pełni swoich zainteresowań i ambicji artystycznych. Wszystkie inicjatywy rodzące się z pasji i potrzeby są niezwykle ważne. Czasem trzeba robić coś poza instytucją,  żeby złapać dystans i nie zwariować:). Tak, jak wspomniałem, niezwykle ważne jest to, z kim się współpracuje. Ludzie z pasją i marzeniami, naładowani pomysłami to skarb. Dlatego nie wyobrażam sobie funkcjonowania w tym zawodzie bez przyjaciół z Kontrastu.

Kasia:  Jest Pan bielszczaninem, co więc jest tą główną determinantą, wpływająca na to, że mimo  sporadycznych występów w innych teatrach i telewizji, pozostaje Pan wierny Bielsku? Przywiązanie, lokalny patriotyzm czy może zwykłe przyzwyczajenie i wygoda połączona z bezpieczeństwem zawodowym?
Tomasz Drabek: Teraz sytuacja się zmieniła. Ożeniłem się, urodził mi się syn i przeprowadziłem się do Warszawy. Ale mam nadzieję, że uda mi się pogodzić wszystkie nowe obowiązki z pracą w bielskim Teatrze.

Kasia: Dalej prowadzi Pan zajęcia w Studium Teatralnym im. Juliusza Osterwy w Bielsku i Czechowicach-Dziedzicach? Traktuje to Pan jako rodzaj praktycznego wykorzystania potencjału nauczyciela, nabytego podczas studiowania polonistyki?
Tomasz Drabek: Obecnie nie prowadzę już zajęć. Ale było to dla mnie bardzo ważne doświadczenie. Ucząc innych uczyłem się sam. Obserwowanie i badanie zachowań to dla aktora bardzo ważne doświadczenie.

Kasia: Jak spędza czas Tomasz Drabek gdy nie występuje na teatralnych deskach?
Tomasz Drabek: Obecnie zmieniam pieluchy średnio, co trzy godziny :) Ale staram się też znajdować czas na wycieczki w góry, jazdę na nartach. A w ostatnich latach pokochałem nurkowanie.

Kasia: Czego nie wiemy o Tomaszu Drabku, a możemy się teraz dowiedzieć?
Tomasz Drabek: To może przy kolejnym spotkaniu :)

Kasia: W takim razie niech pozostanie mały niedosyt po tej rozmowie :) BIELSKA PRZYSTAWKA życzy samych sukcesów zawodowych i pociechy z synka :)



0 komentarze:

niedziela, 18 listopada 2012

Sandefjord - fly for free


Od zawsze marzyliście o tanim podróżowaniu? O zwiedzaniu Europy? O kawie w
środku zimy w Barcelonie? Ja również. Odkąd pamiętam wszelkie wycieczki, wyjazdy, wypady ogromnie mnie cieszyły. Nie należę do tych osób, które nie lubią pakować walizki, denerwują się przed dłuższym pobytem poza domem, nie znoszą zostawiać kota samego. Owszem z kotem bywa różnie, ale pakowanie walizki zajmuje mi zaledwie 10 minut. Kilka lat temu przygotowałam sobie listę rzeczy, bez których nie mogę nigdzie się obejść i to zawsze je pakuje na samym początku, reszta to drobiazgi. Kolejną istotną rzeczą, o której nie zapominamy to strona internetowa fly4free. Znajdziemy tam wszystkie promocje, zarówno lotów i jak hoteli, w których możemy się zatrzymać. Ponadto na stronie znajduje się pomocny poradnik, a w nim między innymi, jak dojechać na lotnisko w danym mieście, jak rezerwować bilety, jak tanio wynająć mieszkanie za granicą i tym podobne. Strona fly4free mimo tego, że jest pełna informacji, jest również przejrzysta, więc każdy się w niej odnajdzie, nawet taki laik komputerowy jak ja :) Jeżeli lecicie linią lotniczą Wizz Air, warto zapłacić za przelot kartą kredytową Citibank Wizz Air, wtedy też będziecie zwolnieni z opłaty rezerwacyjnej, która wynosi 36zł w jedną stronę.

Poniżej znajdziecie nasz osobisty poradnik i listę rzeczy, o których nigdy nie zapominamy:
1.    Nie ważne dokąd chcesz lecieć, ważne dokąd są "tanie" loty
2.    Sprawdź, czy bilet powrotny nie jest 200% droższy
3.    Wydrukuj wcześniej kartę pokładową i przygotuj dowód osobisty
4.    Przygotuj wcześniej swój własny przewodnik turystyczny - co chcesz zobaczyć, jak
       w dane miejsce dojechać, sprawdź pociągi, taksówki, które zawiozą nas z lotniska
       do miasta, zorientuj się, gdzie można tanio spać i tanio zjeść.
5.    Spakuj do bagażu podręcznego aparat, kamerę, portfel, pieniądze. Pamiętaj, że Twój
       mały bagaż podręczny (wliczony w cenę biletu) nie może przekroczyć 42x32x25 cm
6.    Godzinę przed wylotem zażyj lokomotiv - ten punkt jest ruchomy, należy go
       dostosować do własnych potrzeb
7.    Pamiętaj o zasadzie: zobaczyć jak najwięcej i wydać jak najmniej:)

Zapraszamy do obejrzenia krótkiej relacji z naszego wypadu do Norwegii :)



* muzyka: MAREK GRECHUTA - Dni których nie znamy
Aneta

0 komentarze:

czwartek, 15 listopada 2012

Książka na weekend "Alaska" P. Kraśko


Macie już jakieś plany na weekend? Dwa dni błogiego lenistwa zbliżają się dużymi krokami. Jeżeli będziecie spędzać ten czas w domowej atmosferze, proponuję kubek gorącej czekolady z ogromną ilością bitej śmietany i ciekawą książkę do poduchy. Niedawno, będąc w bibliotece trafiłam na serię książek podróżniczych znanego dziennikarza Piotra Kraśko. W „Świecie reportera” znajdziemy relację z podróży do Alaski, USA, Afryki, Włoch, Ameryki Łacińskiej oraz Bliskiego Wschodu. Mój wybór był oczywisty, Alaska to zdecydowanie to miejsce, o którym zawsze będę marzyć. Nie zawiodłam się, w książce znajduje się wszystko, co najbardziej lubię, czyli duża ilość pięknych zdjęć, konkretna i bardzo ciekawa relacja. Nie zabrakło również historii oraz ukazania z jednej strony trudnego a z drugiej pięknego życia wśród reniferów, łosi i niedźwiedzi, w tym również grizli. Tak, to jest miejsce, gdzie ponoć niedźwiedzia spotyka się częściej niż człowieka, a łosie mają zakaz chodzenia po chodnikach. Może ktoś z Was był na Alasce i zweryfikuje te informacje ?


Jeżeli macie ochotę na gorącą czekoladę, poniżej podaję przepis.
1.Pół tabliczki gorzkiej czekolady
2. 2 łyżki kakao
3. 0,5 l. mleka
4. 2 łyżki cukru pudru, 1 łyżka cukru waniliowego (ja uwielbiam słodkie, więc dodaje więcej)
5. 100 ml. kremówki
Jeżeli lubicie, można dodać likier czekoladowy.
W garnku zagotować mleko z cukrem i kakao. Dodać pokruszoną czekoladę, ewentualnie kilka łyżeczek likieru i mieszać, aż się rozpuści. Przelać do kubeczków, na dno których, można dodać pomarańcz, lub maliny, wszystko według Waszej inwencji, na końcu bita śmietana i gotowe . 

                                                                                                                                              Aneta

0 komentarze:

środa, 14 listopada 2012

Żywe płótno


Przed nami kolejna sylwetka ciekawej osobowości z cyklu "Ars". Zastanawiałam się, kto powinien wystąpić jako druga osoba... Po chwili namysłu już wiedziałam - Marzena Rus (absolwentka kulturoznawstwa, wiceprezes stowarzyszenia "Kobiece Centrum Twórczości" w Pawłowicach). Tak, zdecydowanie ona! Skąd się znamy? Studiowałyśmy razem i bez wątpienia była "najbarwniejszym ptakiem" na roku (czego dowodem są niżej przedstawione zdjęcia). Kreatywna, twórcza, pełna dynamizmu i energii - taka jest Marzena. Ktoś mógłby pomyśleć: ok, ale co z tego, co ona robi w dziale Ars pokolenie? Zakwalifikowałabym ją (choć nie lubię szufladkować ludzi) do grona osób o niewykorzystanym do końca talencie... Ma ona niezwykłe zdolności plastyczne, manualne, totalną wyobraźnię. Cudowne rzeczy wychodzą spod jej rąk, jednak dziś chciałabym ją pokazać z innej strony. Nie jako demiurga, a jako płótno albo raczej sztukę samą w sobie - dosłownie. Po malarce Edycie Wojaczek dalej pozostajemy w temacie malunku... Tylko podłoże się zmieni... :) 

Bodypainting to forma sztuki niezwykle jej bliska. Sesja, której rezultaty możecie właśnie oglądać, jest jedną z wielu, w której wzięła udział. Plastyczne ciało Marzeny świetnie wkomponowało się w ramy całokształtu obrazu - którym sama się stała. Jeśli nieraz mówimy, że sztuka potrafi przemawiać, to w przypadku bodypaintingu można te słowa potraktować niezwykle dosłownie. To już nie tylko martwy obraz, a żywy człowiek, pełen emocji, uczuć, niedoskonałości, jak i boskości. W efekcie, bodyoainting daje wrażenie prawdziwości, wiarygodności, emanując przy tym kolorem.
Tym, co mnie najbardziej urzeka w tej technice jest ulotność chwili. To rodzaj sztuki, która dzieje się tu i teraz oraz jest intymną zależnością między "żywym tworzywem", a wykonawcą. Tak naprawdę trudno zdefiniować, której z tych dwóch osób można by przydzielić miano artysty. Z jednej strony, oczywiste wydaje się, że wykonawcy, ale z drugiej - osoba, która udziela swojego ciała do aktu malowania nie jest przecież bierna, a niezwykle aktywna i to tak naprawdę od niej zależy końcowy efekt.

Być może dalej nie rozumiecie dlaczego wybrałam Marzenę... Mam nadzieję, że dostatecznym wytłumaczeniem będzie stwierdzenie, że dla mnie jest ona po prostu żywym dziełem sztuki...

Niech przemówi teraz samo żywe dzieło sztuki, pełne koloru i ekspresji!

Kasia 



*zdjęcia wykonane przez Anetę Płaczek

0 komentarze:

niedziela, 11 listopada 2012

Nostalgia Krakowskiego Kazimierza

Krakowski Kazimierz, to kolejne miejsce warte odwiedzenia, jedne z nielicznych, gdzie ma się wrażenie, że czas się zatrzymał. Spacerując po Kazimierzu, zamykam oczy i nagle ta dzielnica zaczyna oddziaływać na wszystkie moje zmysły. Można tu doświadczyć zjawiska synestezji. Widzę żydowskich kupców, smakuję najlepsze zapiekanki na Kazimierzu (których nie znajdziemy w centrum Krakowa, a jedynie w żydowskiej dzielnicy), czuję zapach przaśnego chleba bez zakwasu, jakim jest maca, dotykam starych murów synagog i tym samym przenoszę się w przestrzeń minionych czasów. Ktoś mógłby pomyśleć, że jest to prehistoryczna dzielnica, w której oprócz celebrowania tradycji żydowskiej nie ma mowy o kipiącym artyzmem życiu kulturalnym. Nic bardziej mylnego, jest to prawdziwy magiel towarzyski, integrujący wokół siebie studentów, artystów, turystów (lecz nie tych przypadkowych, a świadomych). Przykładem miejsca, gdzie dochodzi do zderzenia różnych kultur i twórczej wymiany myśli jest jeden z moim ulubionym pubów - "Alchemia".

Kazimierz to zakątek, do którego często wracam, gdy chcę zdystansować się do otaczającego świata, zniwelować napotykające przeciwności losu, odetchnąć i złapać wiatr w żagle. Choć ta żydowska dzielnica urzeka mnie swoją nostalgiczną przestrzenią, to jednak odczuwam również wobec niej pewnego rodzaju dysonans wewnętrzny. Spacerując po Cmentarzu Remuh nie sposób nie myśleć o gettcie, okupacji w czasie II wojny światowej, wówczas moja fascynacja stopniowo przemienia się w przerażenie, strach, współczucie, a zapach pokoju i nadziei przeistacza się w zapach śmierci. Jedno jest pewne - to miejsce budzi emocje, czasem skrajne, ale przez to nie sposób przejść obok niego obojętnie. Z pewnością większość z Was nieraz zwiedzała Kazimierz, lecz być może były to zazwyczaj wycieczki grupowe, szkolne, rodzinne. Polecam do odwiedzin tego miejsca samotnie, w ciszy, wówczas można najpełniej je poznać na swój własny, indywidualny sposób. Bliskość Krakowa od Bielska-Białej również jest zachęcająca, gdyż dystans między tymi dwoma miastami wynosi zaledwie ok. 100 km, a do wyboru mamy wiele środków komunikacyjnych w dogodnych i częstych godzinach odjazdów.

Przedstawiam kilka zdjęć mojego autorstwa, poprzez które, mam nadzieję, odczujecie nostalgię płynącą z Kazimierza. Jesiennią, bardziej niż w inną porę roku, nastawieni jesteśmy na sentymentalne podróże, tak więc Szalom na Szerokiej!

Kasia

3 komentarze:

Ahoj Praga!


Praga... To moim zdaniem jedna z piękniejszych stolic europejskich państw. Barwna o każdej porze roku, zachwyca pod względem architektonicznym. Praskie, wąskie uliczki urzekają magicznym klimatem bohemy artystycznej, a widok z Mostu Karola nastraja szczególnie nocą. Każdy z nas ma określone skojarzenia z tym miastem. Jedni typowe, oscylujące wokół krecika, knedlików, czeskiego piwa i studenckiej czekolady, inni dosyć kontrowersyjne, tożsame z zielonym trunkiem, jakim jest Absynt. Stereotyp Czecha, to chyba jeden z najczęściej przywoływanych, który możemy spotkać w mentalności innych narodów, w dowcipach.. Za co kocham Czechy? Za filmy Petera Zelenki, a także grafiki kobiet Alfonsa Muchy i Smažený sýr. Według mnie - Czesi to ludzie o niezwykle pogodnym usposobieniu, patrzący na świat w krzywym zwierciadle, otwarci, uprzejmi, pełni pozytywnych emocji, które na skutek obcowania z nimi samoistnie się udzielają. Bezpretensjonalność i dystans do siebie - to cechy, których nam wciąż brakuje, a którymi oni emanują na co dzień. Pragę mamy tak naprawdę na wyciągnięcie ręki - w końcu odległość z Bielska wynosi ok. 400 km, tak więc warto do niej odlecieć! :)
A oto Praga w moim obiektywie :)  

Kasia

0 komentarze:

sobota, 10 listopada 2012

Sztuka przypadku


Dział Ars pokolenie nastawiony jest na przedstawianie sylwetek osób artystycznie uzdolnionych. Wspólnie z Anetą podjęłyśmy się trudu wyszukiwania "nieodkrytych perełek" z Bielska i okolic. Mamy nadzieję, że skumulujemy tutaj różnorodne przejawy twórczej aktywności z poszczególnych dziedzin sztuki, dając dowód na to, iż mamy wokół siebie wiele osób o artystycznym usposobieniu.

Bohaterką, rozpoczynającą cykl Ars pokolenia jest Edyta Wojaczek - początkująca malarka, która klimat swoich prac odziedziczyła poniekąd po Witoldzie Wojtkiewiczu. Znamy się od wielu lat, więc nie miałam wątpliwości, co do tego, by to właśnie jej twórczość zapoczątkowała ten dział. Edyta studiuje edukację artystyczną w zakresie sztuk plastycznych (specjalność: malarska kreacja obrazu) na Wydziale Artystycznym Uniwersytetu Śląskiego (filia w Cieszynie) Samo obcowanie z nią jest pewnego rodzaju doznaniem artystycznym na każdej płaszczyźnie. Określa ją nie tylko jej wizualność, która idealnie wpasowuje się w wizerunek artysty, ale także osobowość, będąca intrygującą tajemnicą z domieszką wielkiego niedopowiedzenia. Jej ironiczne, a zarazem sceptyczne podejście do świata, jak i samej siebie, zawsze w pewien sposób mi imponowało. Nie jest to artystka zmanierowana, przekonana nad wyższością swej twórczości, a osoba ciągle poszukująca, która z jednej strony jest w tłumie, a tak naprawdę gdzieś obok, lecz nie ponad. Jej alienacja, a zarazem sarkazm z pewnością mogą być czasem powodem niezrozumienia wśród innych, ale w tym tkwi chyba wyjątkowość Edyty, zresztą jest to chyba także domena osób, które obcują ze sztuką. Po za tym jej nazwisko... Wojaczek... Cóż więcej dodać, mówi ono samo za siebie :) To tyle ode mnie, teraz zostawiam Was z monologiem wewnętrznym Edyty, w którym dokonała podsumowania swojej osoby. Dowiemy się o ciekawych przedsięwzięciach, w których uczestniczyła, jakie techniki artystyczne preferuje, poznamy jej plany na przyszłość oraz inspiracje.

Kasia


Podejmuję się możliwie wielu projektów twórczych, poczynając od konceptualnych prób sztuki ziemi, wideo-artu, eksperymentów z podłożem, z malarską materią, a także działaniem poprzez inne media (np. ceramikę, solarigrafię), aż po stricte rzemieślnicze (biżuteria). Jednakże, w pełni realizuję się w malarstwie, w którym czuję się w bardzo swobodnie. Najczęściej, a w zasadzie zawsze, maluje w technice mieszanej, choć  powinno się ją nazwać techniką własną, niekoniecznie trwałą. :)

Należę do tych, którzy lubią być w nieustannej drodze, w której kształt ścieżki i przypadki są pretekstem do odkrywania piękna, a proces twórczy jest sam w sobie ciekawy i satysfakcjonujący, gdzie czynność malowania jest aktem wyzwalania skumulowanej energii, ale również tym, co prowadzi do warsztatowych poszukiwań, eksperymentów.

Inspiracje, wena twórcza zawsze spadają na mnie znienacka, dlatego też prawie w ogóle nie rozstaję się ze swoim notesikiem, w którym zapisuję błyskawicznie pojawiające się i znikające idee lub też rozwinięcia tych, wprowadzonych już w życie. Niezwykle inspirująca jest otaczająca mnie rzeczywistość, którą przesiąkam, relacje, zależności, sekundowe i mikro sekundowe zdarzenia, zjawiska atmosferyczne itp. Najczęściej bywa tak, że po prostu przychodzi ochota sięgnięcia po pędzel, wówczas intuicyjnie nakładam plamy barwne bez jakiegokolwiek planu i projektu. Zostawiam miejsce na błędy i przypadek, dzięki którym pojawia się magia, świeżość. To jest impuls do pobudzenia mojej wyobraźni, a w efekcie wykreowania się obrazu, od spontanicznych gestów, poprzez odejście i nabranie dystansu, aż do uporządkowywania przestrzeni na obrazie, nakładając czasem którąś już z kolei warstwę malarską. W pewnym momencie przychodzi czas, w którym stwierdzam, iż coś jest takie, jakie powinno być na dany czas, wówczas odstawiam obraz i mogę cieszyć się dotychczasowym sukcesem.

Proces twórczy jest dokumentem mojego wewnętrznego dialogu, który to przenosi się na korespondowanie koloru z materią, fakturą, a także abstrakcyjną plamą z tą bardziej określoną. Działanie to jest drogą, której kształty, ścieżki, przypadki, a także poszukiwanie niewiadomego, są istotnymi impulsami do pobudzenia emocji, przeżyć, namiętności. Przypadek dla mnie nie ma pejoratywnego znaczenia, po prostu się zdarza, w życiu nie mamy do końca na wszystko wpływu, jednak gdy go świadomie wykorzystamy, wówczas otwiera kolejne ścieżki, możliwości.

Moje prace nie są zupełnie abstrakcyjne, łączą w sobie nieco ekspresjonizmu, symbolizmu, a także widoczne są wpływy surrealizmu. Pojawiające się postacie, ich portrety, nie mają swoich pierwowzorów w rzeczywistości, są kreacją wyobraźni. Postać jest najczęściej wynikiem potrzeby rozumu, ubrania w odpowiedni kształt emocji.


Obecnie pracuję nad pracą dyplomową uwieńczającą studia II st. na Wydziale Artystycznym w Cieszynie (Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach), gdzie to jestem na kierunku edukacja artystyczna w zakresie sztuk plastycznych, specjalność: malarska kreacja obrazu. Mam również w planach rozszerzyć dyplom z malarstwa o aneks z ceramiki artystycznej.

W Listopadzie 2011 roku uczestniczyłam w kilkudniowych warsztatach artystycznych smalt (emalia artystyczna) w miasteczku Frydlant nad Ostrawicą (Frýdlant nad Ostravicí ), w którym szerzą zainteresowanie tą techniką, nawiązując do 150-letniej tradycji emalierstwa i odlewnictwa na Podbeskidziu. Emalia to dość rzadko spotykana technika w Polsce.

Kiedy nie maluję dla siebie staram się uczestniczyć w różnych projektach, które wymagają zaangażowania w twórcze działania z dziećmi i młodzieżą. Ostatni projektem, w który brałam udział był Plener Integracyjny Skoczowskiego Stowarzyszenia Zobaczyć Marzenia, który swoją finalizację miał na wystawie prac malarskich 1-3 czerwca 2012 r. w Skoczowskiej galerii ARTadres.


Moje wystawy (na razie tylko zbiorowe):
- 16 czerwca 2010 wernisaż wystawy "Wielogłos" w Galerii Sztuki Złote Grabie, Rydułtowy;
- 2 marca 2010 wernisaż Fotografii Studentów z Pracowni Fotografii Uniwersytetu Śląskiego w Cieszyńskim Ośrodku Kultury - Dom Narodowy;
- wystawy wewnątrz uczelniane, prezentujące pracownie artystyczne (malarskie i media rysunkowe).

                                                                                                               Edyta Wojaczek

0 komentarze:

czwartek, 8 listopada 2012

Przejedzeni wiedzą o żywieniu... spragnieni prawdziwego jedzenia…

Zmęczeni i zniechęceni ciągłą walką o idealną wagę i zdrowie- uciekamy w to, co daje nam iluzję szczęścia. Słodycze, używki, godziny przed telewizorem… Łudzimy się, że to one dają nam radość. Każda gazeta zarzuca nas informacjami o dietach cud. Mądre głowy przekonują nas, że to oni dadzą nam złote wskazówki - dzięki nim odzyskamy wymarzoną figurę. Telewizja nieustannie tworzy programy narzucające nam jak jeść. Reklamy sugerują cudowne kapsułki…



A co jeśli odpowiedź drzemie w nas? Wierzysz w to, ze posiadasz w sobie moc sprawczą? Czyż nie buntujemy się słysząc ciągle czego nie powinniśmy robić, jak powinniśmy jeść. Zarzucanie nas takimi informacjami, często sprzecznymi ze sobą, irytuje nas i zamyka na prawidłowe reakcje. Odrzucamy te informacje ponieważ nie wierzymy iż są one nam potrzebne. Tak często nie zdajemy sobie sprawy jak wiele wiemy na temat odżywiania. Często ta wiedza wymaga jednak uporządkowania.

Moc naszego umysłu jest niesamowita. Jestem przekonana, że wielu z nas się o tym przekonało. Pamiętasz że jako małe dziecko nie raz obudziłeś się z wielką niechęcią pójścia do szkoły? Czy przypadkiem, kilka dni później nie wyskoczyła CI wysoka gorączka lub zaczął boleć brzuch? Tak! Twój umysł ma taką moc! Czy jesteś w stanie zrobić cokolwiek jeśli w głębi serca(umysłu ) w to nie wierzysz? Czy najlepsze lekarstwa i najlepsi specjaliści są w stanie Ci pomóc, jeśli w głowie ciągle krąży CI myśl, że nic się nie da zrobić? Nie bez podstaw jest powiedzenie, że „jesteś kowalem własnego losu”. Uwierz mi, że nikt nie jest stanie Ci pomóc, jeśli mu na to nie pozwolisz. Jeśli w to nie uwierzysz…

Nie sztuką jest stworzyć mękę z racjonalnego żywienia czy odchudzania. Sztuką jest uczynić z tego arcydzieło. Rozmowa to podstawa! Krok po kroku, dzięki wykształceniu dobrych podstaw zrozumienia,  można zmienić nawyki żywieniowe i osiągnąć kompromis. Racjonalne żywienie to smaczne dania i nowe produkty. To możliwości eksploracji  nieznanych obszarów i i poszerzenia horyzontów. Czyż nie można uczynić z tego przygody godnej „Podróży Małkowicza”? Po co ograniczać się do tego, co znamy skoro z przyjemnością możemy poznać to, co nowe? Cały świat czeka na nas! Dajmy sobie zdrowie, aby móc go poznawać. 


Małgorzata Dąbek*

 
* Dietetyk z zawodu i pasji. Ukończyła Śląski Uniwersytet Medyczny na wydziale Zdrowia Publicznego. Wierzy, że dobrze dobrana dieta zgodna z tym jak działa nasz organizm może zadziałać cuda. Nakłania do powrotu do korzeni przez spożywanie żywności naturalnej, ekologicznej i nieprzetworzonej. Kurs coachingu otworzył jej oczy na nowe podejście do utraty wagi- odchudzanie należy zacząć od zmiany nastawienia i rozwiązania pewnych problemów, które utrudniają zmiany. Dobrze dobrana, urozmaicona dieta jest podwaliną profilaktyki i pomaga nam uniknąć wielu chorób. Pracuje w gabinecie Dietoterapii w Bielsku-Białej, gdzie rozwija swoje umiejętności i poznaje nowe kierunki oraz aspekty leczenia dietą.

0 komentarze:

środa, 7 listopada 2012

Norwegian Dream


Kiedy w zeszłym roku szukaliśmy miejsca, w którym będziemy mogli spędzić wakacje na łonie natury, blisko przyrody, daleko od ludzi, od razu wiedzieliśmy co to będzie za kraj. Chociaż Norwegia wydawała się wtedy zbyt odległa, nieznana, a może nawet trochę dzika, uznaliśmy, że spróbujemy. Trasę planowaliśmy kilka miesięcy przed wyjazdem. Mój luby zajmował się sprawami technicznymi, a ja miałam za zadanie zaznajomić się z literaturą i być swego rodzaju przewodnikiem tej wycieczki. Istne szaleństwo, do pokonania 6,5 tysiąca kilometrów, w bagażniku śpiwory, namiot i mnóstwo jedzenia. Plan był prosty: zobaczyć jak najwięcej i wydać jak najmniej. Gdyby nie kilka psikusów, np. mandat za dwugodzinne spanie w aucie na prywatnym parkingu, który prywatny się nam nie wydawał, zrealizowalibyśmy go w 100%. Było tak cudownie, że nawet codzienne mycie w rzece i jedzenie z puszki nie było takie złe. Norwegia absolutnie nas zauroczyła, kolejny wyjazd jest już w planach, tym razem chcemy dotrzeć na samą północ, a przy okazji „skoczyć” na audiencję do Św. Mikołaja w Finlandii. Niestety nie wiemy jeszcze w którym roku to nastąpi, dlatego czas wyczekiwania musimy sobie umilić, tak więc w przyszłą środę wybieramy się na kawkę niedaleko Oslo. Zwariowaliśmy? Nie, bilet lotniczy w obie strony kosztował nas 63 zł, ale o tym już niedługo. Zostawiam Was ze zdjęciami z naszej pierwszej, prawdziwej wyprawy :)

Aneta


Według nas Alesund to jedno z piękniejszych miast Norwegii




2 komentarze:

sobota, 3 listopada 2012

Dlaczego Bielska Przystawka ?



Dlaczego Bielska Przystawka ?
Bielska Przystawka jest owocem naszych obserwacji, oscylujących wokół przestrzeni kulturalnej Bielska-Białej. Jako studentki humanistycznych kierunków - filologii polskiej i kulturoznawstwa, mające trudności w znalezieniu pracy w zawodzie, znużone ciągłym jej poszukiwaniem, postanowiłyśmy temu zaradzić i stworzyć własny projekt, w którym mogłybyśmy się wykazać kreatywnością i doświadczeniem, zdobytym podczas współpracy z bielskimi portalami i magazynem kulturalnym.
Pomysł stworzenia bloga narodził się podczas pobytów w bielskiej kawiarni - pijalni czekolady - Impresji, dlatego postanowiłyśmy, że sesja zdjęciowa wraz z pierwszym postem otwierającym naszego bloga, będzie umiejscowiona właśnie w tym miejscu - od którego wszystko się zaczęło.
Jak wiadomo przystawka poprzedza danie główne, jednak czym ono będzie w przypadku naszego bloga - w dużej mierze zależy właśnie od Was! :)


Co nas inspiruje ?
Inspiruje nas codzienna niecodzienność, sztuka, wszelka aktywność na płaszczyźnie artystyczno-kulturalnej innych osób, blogerzy, a biorąc pod uwagę miejsce narodzenia pomysłu Bielskiej Przystawki - być może również czekolada! :)

Co znajdziecie na blogu ?
Na naszym blogu znajdziecie różnorodność tematyki - wywiady, recenzje, informacje o ciekawych miejscach, podróżach, kulinariach, modzie, młodych i uzdolnionych ludziach, a także miszmaszowe, bielskie obserwacje otaczającej rzeczywistości. Jako humanistki, o otwartych umysłach, nie chcemy szufladkować naszego bloga, zawężać do jednej tematyki, lecz twórczo poszukiwać inspirujących zdarzeń, ciekawych osób, innowacyjnych pomysłów. W przyszłości pragniemy tworzyć wydarzenia artystyczne, eventy, które, być może, staną się stałymi punktami w Waszych kalendarzach.


Czego oczekujemy ?
Idziemy z duchem interaktywności, dlatego chciałybyśmy, by nasz blog stał się pretekstem do współpracy, zalążkiem do twórczej wymiany myśli. Oczekujemy Waszych opinii na temat poruszanych przez nas aspektów. Nie boimy się krytyki, gdyż wierzymy, że również z niej można wyciągnąć konstruktywne wnioski.

Celem Bielskiej Przystawki jest przybliżenie innym w "zjadliwy" sposób szeroko pojętej kultury i sztuki, a także wejście za kulisy kulinarne, modowe, czy też podróżnicze. Chciałybyśmy, by ten blog przyczynił się również do promowania młodych, uzdolnionych artystycznie osób z regionu bielskiego.
 
              Pozdrawiamy i zachęcamy do odwiedzania naszego bloga i polecania go znajomym
                                                                                                                              Aneta i Kasia



* zdjęcia wykonane przez Marzenę Jędrzejko

2 komentarze:

Blogger Template by Clairvo