czwartek, 14 listopada 2013

Coś dla ciała i coś dla ducha



W dobie masowej produkcji towarów, coraz częściej szukamy rzeczy unikatowych i niepowtarzalnych. Na skutek wszechobecnie propagowanemu zdrowemu stylowi życia, zaczynamy przykładać uwagę do świadomych zakupów, do czytania etykiet na produktach. Dostrzegamy, że istotny jest proces tworzenia, a nie masowość. Tyczy się to również kosmetyków, powracamy do tradycji i znów zaczynamy chętnie korzystać z kosmetyków na bazie naturalnych składników. Podążając za bajecznymi zapachami, BIELSKA PRZYSTAWKA przedstawia Krainę Mydła - mydlarnię, która niedawno zawitała do Bielska. Zapraszam w podróż po krainie mydlanych zapachów, bomb musujących, olejków eterycznych. Właścicielki Krainy Mydła opowiedzą nam m.in., co skłoniło je do założenia mydlanego interesu oraz czym ta mydlarnia wyróżnia się na tle innych. Całość dopełni warstwa wizualna, która niewątpliwie udowodni, że mydełka mogą być małymi  dziełami sztuki!


Skąd pomysł na taki mydlany, kobiecy biznes i na współpracę dwóch kobiet?

KRAINA MYDŁA: Po prostu - w dwójkę raźniej :)  Znamy się jak łyse konie, prawie od kołyski. Wiele razem przeżyłyśmy, a pomysł na biznes pojawił się dość niedawno - z chęci stworzenia czegoś własnego, z czego będzie można być dumnym. Cóż, kobieta wychodzi za mąż, rodzi dzieci, a potem następuje moment,  kiedy potrzebuje zrealizować się  na innej płaszczyźnie i tak to wyszło. Sklep z mydłami po prostu wydawał nam się dość oryginalny i na czasie. Jest teraz moda na produkty naturalne, ekologiczne i od tego wyszłyśmy. Nasza oferta cały czas się zmienia i chcemy podążać za potrzebami naszych klientów. Działamy od 4 miesięcy, więc jeszcze wiele przed nami :)

Same zajmujecie się wytwarzaniem tych artystycznych mydełek?

KRAINA MYDŁA: Z przykrością stwierdzam, że nie. Chociaż chęć stworzenia jest w nas ogromna, to na razie bazujemy na produktach wytwórców znających się w temacie, sprawdzonych i posiadających certyfikaty jakości. Nasza rola, to odpowiednie zapakowanie produktu.

Dotychczas, bazowałyście tylko na sprzedaży internetowej, dlaczego więc zdecydowałyście się na uruchomienie stoiska w Bielsku? Właśnie - dlaczego w Bielsku?

KRAINA MYDŁA: Internet, to medium, które daje ogromne możliwości dla sprzedawców i klientów. Patrząc na statystyki, widać jak wiele sklepów powstaje i działa w sieci,  dlatego zdecydowaliśmy o powstaniu  naszego sklepu www.kraina mydla.com.  Jednak kiedy zaczęliśmy działać, okazało się, że ani zdjęcie, ani opis, nie przekaże tego, co jest naszym plusem – ogromnej ilości zapachów, które mieszają się w naszym magazynie :) W przypadku naszych produktów, które prócz właściwości odżywczych, mają też ogromne właściwości aromaterapeutyczne, jest to bardzo istotne. Postanowiliśmy więc, stworzyć punkt sprzedaży, aby nasz klient mógł poczuć i dotknąć tego, co do tej pory istniało tylko na obrazku. Bielsko wybraliśmy dlatego, iż oferta tego typu produktów była tutaj dość uboga, chcieliśmy aby było to w miejscu często uczęszczanym i padło na Geminii. 


Co Was wyróżnia na tle innych mydlarni, działających na terenie naszego miasta? Można u Was znaleźć coś, czego nie ma w pozostałych mydlarniach?

KRAINA MYDŁA: Nie jesteśmy sieciówką, sami decydujemy jaki asortyment będzie w sprzedaży, chcemy odpowiedzieć na potrzeby naszych klientów i sprostać ich oczekiwaniom. Można u nas znaleźć mydła naturalne ręcznie robione na bazie naturalnych olei i olejków. Są one w  rozmaitych kolorach i zapachach oraz  z dodatkami nasion i suszonych kwiatów. W tej branży nie ma dwóch takich samych produktów, każdy jest wyjątkowy na swój sposób i zależy od unikalnej receptury. Prócz mydeł, posiadamy w swej ofercie produkty związane z higieną, stąd też mamy amatorów np. naszych miasteczkowych tortów :) Nasza oferta będzie się rozwijać i mamy nadzieję, że sprostamy wymaganiom naszych klientów.

Dla jakich kobiet skierowana jest oferta Krainy Mydła?

KRAINA MYDŁA: Nasza oferta jest bardzo szeroka i różnorodna, każdy może znaleźć coś dla siebie. Szczególnie jednak polecamy się dla kobiet, które dbają o swoje ciało i szukają  produktów wartościowych dla skóry. Pań, które w domowym zaciszu, lubią urządzić sobie domowe SPA. Mamy coś dla ciała i coś dla ducha, coś co nacieszy oko i pobudzi zmysły, a także pomoże zaskoczyć bliskich miłym i oryginalnym prezentem na zbliżające się święta Bożego Narodzenia.

Osoby z problemami skórnymi, alergicy, dzieci z wrażliwą cerą, mogą bez obaw korzystać z oferty Krainy Mydła?

KRAINA MYDŁA: Nasze produkty  robione są na bazie gliceryny, oliwy z oliwek oraz olejów roślinnych. Mamy produkty przeznaczone dla skóry problematycznej np. mydło SPA jabłko – oczyszczające do cery tłustej i trądzikowej, mydła naturalne bez parabenów i slsów. Jeżeli chodzi o alergików, to również są u nas dostępne produkty całkowicie dla nich bezpieczne np. olejek arganowy, choć naturalne mydełka z domieszką  prawdziwych suszonych kwiatów i ziół  nie są wskazane dla tej grupy odbiorców.
 

Nie od dziś wiadomo, że kobiety lubią korzystać z naturalnych kosmetyków, zaspakajając jednocześnie potrzeby ciała i ducha, ale czy w ofercie Krainy Mydła dostępne są również mydełka dla mężczyzn?

KRAINA MYDŁA: Panom polecamy mydełka o bardziej intensywnych zapachach np. AloeVera (z kategorii: naturalne ręcznie robione), które dzięki dużej zawartości aloesu nawilżają, regenerują skórę i neutralizują zapach potu. Mamy też w ofercie kule musujące do kąpieli w kształcie granatu :)

Na koniec – jaki jest Wasz ulubiony kosmetyk, dostępny w Krainie mydła, tzw. perełka?

KRAINA MYDŁA: Jednym  z moich ulubionych produktów  jest mydło z naturalna gąbka loofa - różane oczyszczenie,  po części ze względu na urzekający zapach, ale też z uwagi na wtopioną myjkę pilingującą skórę i pobudzającą krążenie krwi, co jest bardzo miły uczuciem. Świetnie nadaje się pod prysznic.

Dziękuję za rozmowę.



Kasia


 

0 komentarze:

środa, 30 października 2013

Sri Lanka kobiecym głosem – warsztat z edukacji globalnej



W imieniu zaprzyjaźnionej Fundacji Pozytywnych Zmian, zapraszamy do udziału w warsztacie, który oparty jest na opowieściach kobiet żyjących na Sri Lance. Warsztat jest częścią projektu „Planeta kobieta, czyli Lankijki same o sobie”, którego celem jest przybliżenie osobom w Polsce konkretnych historii Lankijek, aby  lepiej rozumieć wyzwania, przed jakimi stają kobiety we współczesnym świecie. Więcej o projekcie i podróży: http://srilankakobiecymglosem.blogspot.com.

CO ZYSKASZ BIORĄC UDZIAŁ W WARSZTACIE?

- poznasz konkretne historie mieszkanek Sri Lanki: ich wyzwania, sukcesy, marzenia

- dowiesz się więcej o sytuacji kobiet w krajach rozwijających się

- dowiesz się, w jaki sposób mówić o ludziach żyjących w krajach Globalnego Południa

- stworzysz pomysły na to, jak pracować z materiałami edukacyjnymi dotyczącymi Sri Lanki: filmem dokumentalnym i planszami edukacyjnymi

DLA KOGO?

Warsztat przeznaczony jest dla osób, które chcą zacząć  lub prowadzą działania edukacyjne w obszarze edukacji globalnej, obywatelskiej, praw człowieka w organizacjach pozarządowych, szkole itp.

 KIEDY I GDZIE?

 16 listopada (sobota) 2013 r. w godz. 10:00 – 18:00
 Bielsko-Biała, Galeria Miejska BWA

Zgłoszenia na warsztaty przyjmowane są do dnia 8 listopada 2013 poprzez formularz zgłoszeniowy dostępny tutaj https://docs.google.com/forms/d/1WtGcgHJRQ3n7-YsT3b3yujJgSih-3JBaGcivByvZu54/viewform

 Udział w warsztacie jest bezpłatny. Ze względu na ograniczoną ilość miejsc,  zastrzegamy sobie prawo do wyboru osób uczestniczących w warsztacie.

Organizatorki: Fundacja Synergia z Warszawy i Fundacja Pozytywnych Zmian z Bielska-Białej


Kontakt: Barbara Rostek: barbararostek@gmail.com

0 komentarze:

sobota, 20 kwietnia 2013

„BODY. MIND. SPIRIT.” Rozmowa z pomysłodawczyniami projektu

Coś więcej na temat warsztatów twórczej ekspresji, na które w ostatnim poście Was zapraszałyśmy. Rozmowa z pomysłodawczyniami i jednocześnie prowadzącymi warsztaty Agnieszką Jarosińską i Agnieszką Pagiełą.

Agnieszka Pagieła:
Studentka Animacji Społeczno-Kulturalnej na Uniwersytecie Śląskim w Cieszynie. Od dziecka związana z takimi dziedzinami sztuki jak: teatr, taniec.  Prowadzi zajęcia z modern jazz-u, pracuje w firmie Pan Korek jako fizykopokazywacz, raz jako wychowawca i animator na warsztatach, półkoloniach i koloniach. Podczas swoich studiów znalazła inspiracje do działań wykorzystywanych na warsztatach kreacji ruchu. Angażuje się w projekty i działania w zakresie edukacji nieformalnej w dziedzinie sztuki.

Agnieszka Jarosińska:
Dyplomowana Instruktorka Tańca po 2- letnim Instruktorskim Kursie Kwalifikacyjnym - specjalność formy uliczne w Bydgoszczy. Ze swoją pasją związana jest od 10 lat. Prowadzi regularne zajęcia z dancehallu oraz hip-hopu a także warsztaty na terenie Polski. Jest instrutkorem oraz opiekunem na obozach tanecznych. Stale doskonali swoje umiejętności na warsztatach z profesjonalnymi instruktorami. Aktualnie bierze udział w rocznym projekcie- coaching dla instruktorów i choreografów- Hip Hop Theatre w Łodzi. Rozwija się nie tylko w formach ulicznych, ale także próbuje swoich sił w innych technikach tańca: jazz, współczesny, balet. Kształci się także w teorii: anatomia, kompozycja tańca, wyraz sceniczny, funkcja choreografii i muzyki w danej formie tańca, metody improwizacji, historia tańca.

Bielska Przystawka:  Dziewczyny możecie na początku powiedzieć skąd wziął się pomysł na stworzenie takich warsztatów? Jakieś inspiracje? Może same uczestniczyłyście w czymś podobnym?
Agnieszka J., Agnieszka P.: Poznałyśmy się na obozie tanecznym, gdzie połączyła nas wspólna pasja i zainteresowania, mimo tego, że tańczyłyśmy  zupełnie inne techniki tańca.  Po obozie nasze kontakty trochę się rozluźniły, ale na szczęście udało nam się spotkać  i podczas rozmowy okazało się , że mimo, iż zaczęłyśmy od innych technik nasze zainteresowania zeszły się w jednym temacie, jakim jest w skrócie rozwój ciała i ducha, improwizacja, czyli to wszystko co będzie odbywać się na warsztatach.  Aga P.  poznała prof. Malcolma Rossa z Anglii , który zajmuje się edukacją kulturalną (jest jej mentorem i inspiracją) , prowadzi on na Uniwersytecie Śląskim warsztaty twórcze , które stały się dla niej pierwszą inspiracją do myślenia o ruchu jako formie rozwoju ciała i ducha . Od tego czasu stara się przekładać całe praktyczne przygotowanie,  którego wciąż poszukuje na wielorakie zadania warsztatowe z zakresu tańca , teatru i dramy. Aga J. również  poznała taki ruch głównie na 2 letnim kursie instruktorskim. Na pewno  jest to coś nowego i świeżego,  chcemy zarazić innych wiedzą i umiejętnościami, chcemy pokazać, że improwizacja może pobudzać refleksję nad działaniem i być cennym doświadczeniem w naszym codziennym życiu. Jesteśmy szczęśliwe , ze miałyśmy możliwość takich doświadczeń  i mamy świadomość, że bez nich nasze życie byłoby uboższe, nudniejsze i tym samym mniej świadome.


BP:  Czy mają one pomóc tancerzom, czy osobom, które będą w warsztatach uczestniczyły w interpretacji swoich ruchów? A może zwyczajnie chodzi o zabawę?
A.J, A.P.:  Chodzi przede wszystkim o zaglądnięcie w głąb siebie, wyrażanie tego,  czego nie możemy powiedzieć słowami, przedstawienie emocji na zewnątrz  i dogłębne poczucie wewnątrz ,
zrozumienie swojego ciała i jego ruchu. W obecnych czasach ciężko ludziom mówić o emocjach, uczestnicząc w powszechnie dostępnej edukacji / wydarzeniach kulturalnych rzadko kiedy jesteśmy  w stanie do końca zrozumieć przekaz. My  chciałybyśmy pogłębić wrażliwość ludzi po to,  aby mogli czerpać więcej satysfakcji w  doznaniach  artystycznych
Wiadomym jest też , ze w zamyśle mamy zabawę, te warsztaty nie mają być tylko refleksyjne, życie jest po to, aby się nim cieszyć, więc  musi być czas na dobrą zabawę i uśmiech


BP:  Co ze wstydem? Bo na pewno taki się pojawi? Czy macie już jakieś pomysły na przezwyciężenie tego? Jak się rozluźnić? Jak do tego podejść?
A.J., A.P.:  Same przechodziłyśmy przez etap wstydu na takich zajęciach, ciężko stwierdzić czy wszyscy się wyzbędą tej emocji, będziemy nad tym pracować  i dużo o tym rozmawiać, często potrzeba trochę czasu, ale trzeba pamiętać,  że to też jest indywidualne odbieracie rzeczywistości  przez uczestników. Mamy zadania , które będą nas rozluźniać i łączyć w całość nasza grupę. Na pewno najważniejsze są chęci  uczestników i ich pozytywne nastawienie do tego typu działań


BP:  Czy możecie zdradzić, choć w małym stopniu na czym warsztaty będą polegały? Powiedzmy, że potraktujemy to jako reklamę :)
A.J., A.P.:  Nasze zadania są budowane na teorii połączonej z praktyka. Teoria która wiąże się często z edukacja kulturalną i nie ukrywamy, że chciałybyśmy wpleść ją w zadania , aby uczestnicy w łatwy sposób pochłonęli tę wiedzę,  nie koniecznie w formie nudnego wykładu :) Jest to ruch z wykorzystaniem teatru , dramy  i muzyki . Ruch nie będzie połączony z żadną techniką,  głównie chodzi o ruch abstrakcyjny i ekspresję ciała,  przepływ energii.  Chcemy także pociągnąć ruch tak, aby w pewnym momencie umysł przestał kontrolować ciało , a ciało zostało poniesione przez wytworzoną energie. Będzie też praca nie tylko indywidualna, ale także grupowa, gdyż umiejętność pracy w grupie uważamy za szczególnie cenną, bo nie chodzi tylko o jednostkę,  ale także o towarzyszenie w procesach twórczych drugiego człowieka.


BP:  Czy sala, w której warsztaty się odbędą jest jakimś wyjątkowym miejscem? Wiem, że nie chciałyście, aby była to zwykła sala taneczna.
A.J.,A.P.:  Znalezienie odpowiedniej sali w naszym mieście okazało się dla nas dużym wyzwaniem i zarazem ogromnym problemem.  Skupiłyśmy się na tym , aby sala nie była połączona z żadna szkoła tańca, gdyż chciałyśmy , aby miejsce było neutralne i gdzie uczestnicy z rożnych szkol tańca,  lub różnych środowisk będą mogli poczuć wspólnotę  i odbierać to miejsce i to wydarzenie jako……  ????
Dodatkowo nie chciałyśmy luster na sali, gdyż to nie o efekt wizualny chodzi,  tylko o czucie czyli wszystko to, czego gołym okiem nie widać…… co niestety się nam nie udało,  ale cala praca , która będziemy wykonywać będzie z pominięciem lustra,  przynajmniej będziemy się o to starać


BP:  W przyszłości planujecie jakieś kontynuacje tego wydarzenia? Może są już kolejne plany, pomysły?
A.J., A.P.:  Jak najbardziej w planach mamy następne wydarzenia i milion różnych pomysłów. Dążymy do zorganizowania zdecydowanie większego wydarzenia , ale jak na razie pozostawimy lekki smak ciekawości i tajemnicy :) jednak jest to uwarunkowane zainteresowaniem i powodzeniem pierwszej edycji tego wydarzenia. Zależy nam głównie na rozwijaniu świadomości i wrażliwości nie tylko uczestników,  ale także nas samych. Ważnym do podkreślenia jest fakt , ze nie jesteśmy w tej dziedzinie profesjonalistkami , trudno w ogóle mówić o profesjonalistach w tej dziedzinie, lecz najważniejsze są chęci, pomysły, nasze doświadczenia,  a także podłoże teoretyczne. To wszystko uważamy, ze jest na tyle wartościowe , ze należy to przekazywać dalej .

0 komentarze:

niedziela, 14 kwietnia 2013

BODY control. SPIRIT free. MIND open.

Warsztaty Twórcze „Body Spirit Mind”


Zaciekawiło Cię ??
Bardzo dobrze !!
Co? Warsztaty na, których zajrzymy w głąb tego, co ważne, czyli w głąb naszej duszy i naszego ciała. Połączymy wiele zmysłów, aby rozwinąć świadomość i motorykę ciała. Zabawimy się ruchem, żeby móc cieszyć się żywą improwizacją. Popatrzymy na siebie poprzez pryzmat otaczającej nas rzeczywistości. Odkryjemy możliwości naszego umysłu, który będzie wyrażał się dzięki ruchom i gestom.
Gdzie? Centrum Widok, ul. Widok 12, 43-300 Bielsko-Biała I piętro, sala fitness
Kiedy? 21 kwiecień 2013 , start 10:00 , koniec 13:00
Ile? 30 PLN
Dla kogo? Dla tych, którzy pragną poczuć coś więcej, niż taniec, niż ruch, niż aktorstwo. Dla tych, którzy chcą się na chwilę zatrzymać, pomyśleć i rozwinąć. Nie tylko dla tancerzy, nie tylko dla aktorów, nie tylko dla amatorów, Dla Wszystkich!
Zgłoszenia? Zgłoszenia proszę przesyłać na e-mail: aga_jaro1@wp.pl W treści zgłoszenia proszę przesłać IMIĘ , NAZWISKO, NUMER TELEFONU KONTAKTOWEGO, w tytule wiadomości BODY. SPIRIT. MIND. W mailu zwrotnym/potwierdzającym przesyłamy dane do przelewu.
Pytania? Można wysyłać na podany e-mail : aga_jaro1@wp.pl lub bezpośrednio do organizatora.
Przyłącz się !

0 komentarze:

środa, 6 marca 2013

"Nie boję się już nie być perfekcyjną"


14-tego lutego w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej odbył się długo wyczekiwany koncert Renaty Przemyk - Akustik Trio. Na kilka godzin przed koncertem miałam okazję spotkać się z nią w jednej z garderób teatralnych i porozmawiać m.in. o marzeniach, które należy potraktować jako plany, lokalnym, bielskim patriotyzmie, o projekcie Akustik Trio, miłości do teatru i o porzuconym perfekcjonizmie.


Fot. E. Schonfeld

Kasia: Tak się składa, że kilka dni temu obchodziła Pani urodziny. Czego zatem mogę życzyć artystce, która osiągnęła już tak wiele? Na tym etapie są jeszcze jakieś marzenia?
Renata Przemyk: Wystarczy życzyć sił i zdrowia (śmiech). Myślę też, że w moim przypadku dobrej organizacji i lepszego zarządzanie czasem, bo są to moje słabe strony. Pomysłów nie brakuje, tylko trzeba to wszystko ogarnąć. Na tym etapie bardziej są to już plany niż marzenia. Przekonałam się, że w ten sposób podchodząc, można więcej zrealizować. Zastanawiam się, co należy zrobić, żeby osiągnąć jakiś cel, zrealizować dany projekt i staram się tak to wykonać, żeby się udało. Przekonałam  się,  że podchodząc w ten sposób, na ogół udaje się.

Kasia: Te marzenia oscylują bardziej wokół życia artystycznego? Pytam, bo z tego, co wiem, jest Pani obecnie niezmiernie zadowolona z przyziemnych spraw - ze swojego życia na wsi, gdzie odnalazła Pani swoją oazę spokoju.
Renata Przemyk: Tak zwany święty spokój – tak. To jest coś, co jest nie do przecenienia. Duża przestrzeń, świeże powietrze, a to już jest ostatnio coraz rzadsze. Jestem po tej południowej stronie, ale wystarczająco blisko Krakowa, by móc w każdej chwili tam wpaść. Rano budzi mnie śpiew ptaków, ale okazało się ostatnio, że i to potrafi być uciążliwe (śmiech). Zamieszkanie na wsi było fantastycznym pomysłem i spełnieniem moich marzeń. To najlepszy przykład na to, że marzenia trzeba potraktować jako plany. Zamarzył mi się dom na wsi i punkt po punkcie udało się zrealizować ten plan. Teraz mieszkam w domu, który jest dokładnie mojego projektu z kominkiem, takim jaki chciałam, z werandą. No i mam gdzie tworzyć!

Kasia:
Po tylu latach, od kiedy opuściła Pani Bielsko, utożsamia się Pani jeszcze z tym miastem?
Renata Przemyk: Wiele mnie łączy z tym miastem. Jestem stąd. Tu została cała moja rodzina. Nawet dzisiaj na koncercie będą moje koleżanki z liceum. Wiadomo, że te kontakty troszkę się poluzowały, nie jest już tak jak wtedy, gdy tu mieszkałam. W zasadzie od tej pory, gdy wyjechałam na studia, nie mieszkam już w Bielsku, ale bywam tu tak często, jak to możliwe. Zawsze będę emocjonalnie związana z tym miejscem. Zresztą w Teatrze, w którym teraz jesteśmy, był mój debiut teatralny. Jako dziecko występowałam w spektaklu Chłopiec z gwiazd. Tutaj tak naprawdę wszystko się zaczęło. Były tu pierwsze marzenia, pierwsze występy.

Kasia: Pytam o to też dlatego, że ostatnio spotkałam się z trochę nieprzychylną opinią, która sugeruje, iż nie promuje Pani Bielska. Jak ustosunkuje się Pani do tego? Nigdy nie pojawił się plan  wspólnego projektu muzycznego z jakimś bielskim zespołem, np. z Akuratami?
Renata Przemyk: Szczerze mówiąc, nie spotkałam się z taką opinią. Czuję się patriotką lokalną i Bielsko zawsze będzie moim miastem rodzinnym, ale też nigdy nie podchodziłam do tego w taki sposób, że potrzebuję się identyfikować z kimś artystycznie tylko dlatego, że pochodzi z tego samego miasta(śmiech). Raczej projekty muzyczne oceniałam pod względem artystycznym. Nawet nie było nigdy takiej sytuacji, żebym odmówiła. Sama faktycznie nie wpadłam na to, by stwarzać tą bielską siłę artystyczną, ale zawsze podkreślam, że stąd pochodzą i tu są moje korzenie.

Fot. M. Biedziuk
Kasia: Jak sama Pani twierdzi – każda płyta otwiera i jednocześnie zamyka pewien etap. Zatem co zamyka, a co otwiera Akustik Trio?
Renata Przemyk: Trzeba zacząć od tego, że to tak naprawdę nie jest taki nowy projekt. W tym wypadku nastąpiła sytuacja nietypowa, gdyż nie było tak jak zawsze, że najpierw zostaje nagrana płyta, a potem następuje związana z nią trasa. Po moich doświadczeniach teatralnych zamarzył mi się projekt parateatralny, akustyczny, taki w którym ja też będę równoprawnym muzykiem, gdzie pojawią się jakieś inne elementy, oprócz wykonywania piosenek, takie jak dodatkowe instrumenty, na których gram, rekwizyty, snute opowieści podczas występu. Każdy koncert jest zamknięty wokół jakiejś idei, a opowieści są przystosowane pod temat przewodni w danym dniu. Dzisiaj mamy 14-tego lutego, więc jestem jakby postawiona pod ścianą (śmiech). Dziś chyba nie da się o niczym innym rozmawiać, jak o miłości. Te przewodnie tematy koncertów zmieniają się, gdyż projekt jest żywy. Z każdym koncertem może pojawić się jakiś nowy element, ponieważ w dużej mierze opieramy się na improwizacji. To jest pierwsza w moim życiu sytuacja, gdzie pozwoliłam sobie i muzykom na improwizację. Nie było by to możliwe bez moich wcześniejszych doświadczeń teatralnych, kompozytorskich. Po koncertach publiczność pytała, gdzie można kupić taką płytę, bo chętnie by jej posłuchali w domu. Pomyślałam sobie, że byłoby fantastycznie ją nagrać, ale jeszcze nie teraz. Objawiał się tu mój perfekcjonizm przez lata pielęgnowany. Po 3 latach grania stwierdziłam, że nie będzie takiego dnia, kiedy będę w stu procentach zadowolona i przekonana, że to jest ta idealna i skończona forma, bo może być dobra na dzień dzisiejszy, ale ona nie przestanie ewoluować. Stwierdziliśmy, że po prostu wybierzemy taki dzień, w którym to nagramy i to będzie to, co możemy najlepszego pokazać w danym dniu. Tak właśnie powstała ta płyta, po 3 latach grania. Przez te 3 lata bardzo się zgraliśmy i jest to słyszalne na płycie. Projektowi Akustik Trio towarzyszy parateatralna aura. Widzowie, przychodzący na koncert mówią, że płyta bardzo im się podoba. Idealna sytuacja jest jednak wówczas, gdy odsłuchanie płyty uzupełnione jest również o przyjście na koncert. To mnie bardzo cieszy, że słuchacze mimo iż mają płytę, ciągle chętnie przychodzą na nasze występy.

Kasia: Jaka była selekcja utworów do Akustik Trio? Wybór tych najbardziej sztandarowych?
Renata Przemyk: Jak powstał ten pomysł, wybraliśmy około 30 utworów, które według mnie miały potencjał, szansę zaistnieć w tym układzie. Już na etapie pierwszych prób było wiadomo, które z nich są według naszej trójki ciekawsze. Później już na samych koncertach sprawdziliśmy przy których nam się lepiej gra i improwizuje, a także które są bardziej lubiane przez publiczność. Bardzo potrzebowałam właśnie tego rodzaju wymiany energii, gdyż te koncerty są niezwykle interaktywne.

Kasia: Z jednej strony Projekt Akustik Trio może być trochę niebezpiecznym zabiegiem, gdyż dokonuje Pani totalnej metamorfozy utworów dobrze nam znanych, które zyskują nową warstwę interpretacyjną i do końca nie wiadomo jak na te zmiany zareaguje publiczność.
Renata Przemyk: Publiczne występy w samej swojej istocie są niebezpieczne, bo narażamy się na opinię i krytykę innych(śmiech). Zakładam, że gdy robię to z przekonaniem i sercem, to ryzyko się opłaci. Jeżeli trafię do czyjejś wrażliwości, to będzie to prawdziwe. Zdaję sobie również sprawę z tego, że mogę się komuś nie spodobać. Widz ma swoje prawa (śmiech).

Kasia: Po prostu chodzi mi o to ryzyko odczarowania utworów, które są silnie zakorzenione w pamięci słuchaczy. Wydaje mi się, że Projekt Akustik Trio nie tylko tchnął nowe życie w stare utwory, co nadał im nową warstwę interpretacyjną. Choćby utwór Babę zesłał Bóg w akustycznej wersji zyskał wiele subtelności i przestał być feministycznym hymnem.
Renata Przemyk: Jestem już na scenie muzycznej ponad 20 lat i nie byłabym w stanie śpiewać pewnych utworów jak dawniej. Choćby z nudów. Stwierdziłam, że utwór Babę zesłał Bóg ma potencjał, zresztą o dobrej piosence świadczy to, że można ją przearanżować na różny sposób i nie będzie wtedy gorsza, a wręcz może zacząć otwierać nowe możliwości interpretacyjne.

Kasia: Przeważnie jest tak, że jeżeli kupimy płytę, to później po jakimś czasie idziemy na koncert tego artysty. W przypadku Projektu Akustik Trio często następuje sytuacja odwrotna. Zaleca Pani innym najpierw kupienie płyty czy przyjście na koncert?
Renata Przemyk: Nie ma reguły. Wiem, że miały miejsce oba przytoczone przez Panią przypadki. Publiczność po koncertach domagała się płyt, więc po jakimś czasie zaczęliśmy je ze sobą wozić. Oczywiście, byli też tacy, którzy najpierw zakupili płytę, a dopiero później przyszli na koncert.


Kasia: Pani stały atrybut, jakim jest akordeon, również jest tak silnie obecny podczas występów Akustik Trio? Zauważyłam ostatnio, że ten instrument przeżywa swój renesans.
Renata Przemyk: Jest, nawet sama na nim gram, chociaż to może za dużo powiedziane (śmiech). Uwielbiam akordeon. Zawsze będę mówić, że to jeden z tych magicznych instrumentów o nieograniczonych możliwościach. Tu są możliwości ograniczone tylko przez muzyka, który na nim gra. Co jest charakterystyczne dla składu Akustik Trio, to fakt, że odważyłam się w końcu wyjść z jakimś instrumentem na scenę. Nie potrafię na żadnym z nich grać, tak dobrze jakbym chciała, ale też ten projekt mnie samą otworzył i nie boję się już nie być perfekcyjną. Wcześniej bardzo skupiałam się tylko na śpiewaniu i wydawało mi się, że nie jestem w stanie zrobić więcej niż jednej rzeczy naraz na scenie. Wszystkie moje doświadczenia teatralne jednak przydały się. Np. w spektaklu Terapia Jonasza było do zrobienia dużo rzeczy naraz na scenie – tańczenie w niewygodnym kostiumie, śpiewanie, dialog. Te doświadczenia dały mi niezwykłą szkołę życia, ale też odwagę i pewność siebie. Stwierdziłam, że jeżeli to co robię jest szczere,  wypływa prosto z serca, to nawet gdy nie jest perfekcyjne i tak coś o mnie mówi oraz może stanowić ciekawą treść dla widza. Zresztą mam znakomitych muzyków i to oni są idealni, jeśli chodzi o granie na instrumentach. Moja rola polega raczej na tym, by wprowadzać w to wszystko kolor. Dla mnie samej wyszło to zaskakująco ciekawie.

Kasia: Podoba mi się Pani stwierdzenie, że nie chce Pani już być perfekcyjną, co jakby stanowi opozycję do współczesnych czasów, gdzie media wpajają nam sztuczny perfekcjonizm. Jest Pani dla mnie pewnego rodzaju fenomenem, gdyż jako artystka, będąca na polskim rynku muzycznym, który coraz bardziej staje się skomercjalizowany, konsekwentnie podąża Pani swoją drogą, będąc praktycznie nieobecną w mediach, a mimo to osiągając całkiem niezłe wyniki sprzedaży płyt. Co jest zatem tym złotym środkiem?
Renata Przemyk: Myślę, że wynika to z tego, iż jestem nienachalna, co przy tak długim czasie bycia w branży, śpiewaniu, graniu jest plusem, bo nie zdążyłam się znudzić i przejeść. Nigdy nie zamierzałam być popularna, nie to było moim celem. Zawsze zależało mi na muzyce, graniu, śpiewaniu, tworzeniu. To jest moja pasja, moim założeniem nie jest epatowanie samą osobą i bywaniem po prostu. Pokazuję się w mediach, wtedy gdy mam jakiś projekt do zareklamowania np. nową płytę, sztukę teatralną, wówczas bardzo chętnie o tym opowiadam. Teraz faktycznie jestem w o tyle komfortowej sytuacji, że gdy moje nazwisko jest trochę znane, wówczas otwiera to drzwi na nowe projekty. Musi być jednak jakiś powód ku temu, żebym pojawiła się w mediach, a każda kolejna płyta jest okazją do przekonania się jak duża jest liczba zainteresowanych. Mogę się tylko cieszyć, że wciąż bardzo duża. W tym wypadku nie ma żadnego złotego środka, a każda płyta jest niespodzianką, dzięki której zdobywa się publiczność na nowo.

Kasia: Z każdą nową płytą traci się serce do tych poprzednich?
Renata Przemyk: Ta płyta jest jedenasta. Tego repertuaru nazbierało się już tak dużo, że naturalną koleją rzeczy jest, że niektóre utwory są grane częściej, a inne zostały faktycznie odłożone na półkę. Z kolei pewne piosenki lepiej  mi się śpiewa, niektóre publiczność bardziej lubi. Jeżeli występuję z dużym składem, to dobieram piosenki tzw. the best of, ale zawsze selekcjonuję je wedle takiego klucza z czym aktualnie się identyfikuję, co jest w stanie, według mnie, stworzyć w miarę spójny program. Są piosenki sprzed lat, które się bronią, są takie, które pojawiają się w nowych aranżacjach. Myślę, że ładunek emocjonalny jest tu najważniejszy. Kieruję się własnym sercem, gustem, intuicją oraz tym, co w danym momencie do mnie przemawia, co jestem w stanie szczerze i prawdziwie przekazać. Człowiek rozwija się i zmienia. Inaczej interpretuje się utwory, gdy ma się dwadzieścia lat, a inaczej mając czterdzieści. Są takie piosenki jak Baba, które śpiewamy 20 lat później i będą one nadal aktualne, ale mogą już  być inaczej interpretowane.

Kasia: Czyli Baba się zmieniła.
Renata Przemyk: Tak (śmiech). Dojrzała.

Fot. M. Biedziuk
Kasia: Słuchając Pani utworów mam wrażenie, że te teksty wychodzą spod Pani pióra, a tymczasem sytuacja jest odwrotna. Jak udało się Pani uzyskać tą symbiozę z autorką Pani piosenek Anną Saraniecką, która idealnie wkomponowuje się w Pani spojrzenie na świat, wrażliwość?
Renata Przemyk: To rzadkość spotkać człowieka, który ma możliwość ogarnięcia swoim słowem, talentem to, w jaki sposób się ten świat widzi. Spotkałyśmy się na studiach i zaczęło się od kina offowego. W klubie studenckim były nielegalne pokazy. Tam się poznałyśmy. To był koniec lat 80-tych i ciężko było dorwać dobrą książkę. Tak naprawdę połączyła nas miłość do książek. Poznałyśmy się przez mojego przyjaciela, z którym zresztą przyjaźnię się do tej pory i jest ojcem chrzestnym mojego dziecka, a wtedy grał ze mną. Okazało się, że potrzeba nam tekstów. Pomyślałam sobie, że skoro tak samo z Anią postrzegamy pewne wątki w literaturze, mamy podobne poczucie humoru, a przy okazji wiedziałam, że pisze ona  dramaty, wiersze, a na studiach reżyserowała sztuki w klubie studenckim, to będzie odpowiednią osobą, do której należy pójść i poprosić o tekst. Okazało się, że intuicja mnie nie zawiodła. Potem następowały jeszcze długie rozmowy na temat sztuki, muzyki i samych tekstów, co spowodowało, że udało się nam osiągnąć formę, która mnie zadowala i treść, z którą mogę się identyfikować. To było dla mnie bardzo ważne, by były tam przekazane sprawy w taki sposób w jaki mnie dotykają. Z czasem było coraz mniej poprawek, aż w końcu praktycznie nie ma ich wcale.

Kasia: Chce Pani przez to powiedzieć, że nie wprowadza Pani już jakichkolwiek poprawek w tekst?
Renata Przemyk: Najpierw powstaje muzyka. Nawet jak robiliśmy wspólne projekty teatralne, to zawsze pierwsza była muzyka z aranżacją przygotowaną na tyle, że sugerowała nastrój, potem były rozmowy na ten temat, sugerujące o czym myślałam jak to pisałam. Łatwiejsza była sytuacja, gdy chodziło o sztuki teatralne, bo scenariusz już pewne rzeczy nakreślał. A w przypadku muzyki, najpierw opowiadałam Ani, co wyobrażam sobie w danym tekście, kim tam byłam, o kim myślałam, jak to czytałam i w momencie, gdy jest taki trop, szkielet, to zazwyczaj nie ma już żadnych problemów odnośnie treści utworu.

Kasia: Nie myślała Pani o tym, by jednak popełnić własny tekst?
Renata Przemyk: Myślałam i zdarza mi się to coraz częściej. Ostatnio realizowałam sztukę, zresztą z dyrektorem tego teatru – Robertem Talarczykiem dla Teatru Rampa w Warszawie Monsters- pieśni morderczyń – do której napisałam dwa teksty oraz muzykę do sześciu utworów. Zdarzyło mi się też napisać kilka pojedynczych tekstów do nowej płyty. Chyba po prostu musiałam do tego dojrzeć, by zdobyć się na taki ekshibicjonizm. Kiedyś wydawało mi się, że to by było już totalne odkrywanie i łatwiej było mi posłużyć się tekstami Ani, zwłaszcza, że są znakomite.

Kasia: W zasadzie w większości odpowiedzi na moje pytania przemyca Pani gdzieś teatr. To jest dla Pani jakaś...
Renata Przemyk: Miłość!

Kasia: Większa niż muzyka?
Renata Przemyk: To się łączy, może poza jednym przypadkiem, kiedy grałam w sztuce, a nic do niej nie napisałam, bo zazwyczaj mój udział w danym projekcie opiera się na pisaniu muzyki. Ale nawet jak nie komponuję to przynajmniej w niej śpiewam.

Kasia: Na zakończenie – za rok będzie Pani obchodzić 25-lecie działalności artystycznej. Są już jakieś plany na tą okazję?
Renata Przemyk: Kolejny projekt, kolejne lata śpiewania. Jestem w trakcie pracy nad nową płytą, mam nadzieję, że pojawi się jeszcze w tym roku.

Kasia: W takim razie życzę powodzenia i dziękuje za udzielenie wywiadu.

0 komentarze:

niedziela, 24 lutego 2013

Tomek Hankus - muzyk, tekściarz i grafik w jednym


 Tomek Hankus - szyja, głowa i prawa ręka jednoosobowego zespołu Spineinside, grającego muzykę z gatunku Indie, Alternative. Pełni w nim funkcję zarówno muzyka, tekściarza, jak i grafika.
Tomek w krótkiej impresji na temat swojej osoby opowie nam m.in. skąd czerpie inspiracje, dlaczego woli tworzyć muzykę w pojedynkę, aniżeli pracować w zespole. Dowiemy się także, co skłoniło go do tego, że zajmuje się aż 3 rzeczami na raz, gdzie tak naprawdę mógłby skoncentrować się wyłącznie na 1 z nich - tylko nagrywać muzykę, pisać teksty, bądź projektować okładki płyt.
Dotychczasowe albumy  Spineinside:
- "The Anti-sex Machine"
- "The Icon"
- "Self-destructing Compulsion" (w produkcji)
Przekonamy się, co powstaje najpierw - muzyka, tekst czy może okładka, a także gdzie można posłuchać tworzonej przez niego muzyki. Czy Tomek zdradzi nam kim tak naprawdę się czuje - muzykiem, tekściarzem, grafikiem?
Kasia


Swoją przygodę z muzyką zacząłem od samodzielnej nauki gry na odkopanej z piwnicznych czeluści gitarze. Początki były dość niekonwencjonalne, gdyż naukę zacząłem od 2 strun i stopniowo próbowałem kłaść palec na kolejne, dopiero wtedy tak naprawdę ucząc się chwytów. Miałem wtedy około 14 lat, to był czas silnie napędzany wpływem twórczości Alanis Morissette. Utożsamiłem się z jej muzyką na tyle, by powiedzieć: „tak, to jest to, co mi w duszy gra”, chodziło mi wtedy głównie o melodie, które wchłaniałem z podnietą, a których nie udało mi się uświadczyć w radio pod marką żadnego innego zespołu. W miarę postępu mojego "rzępolenia" wpadałem na różne melodie, pod które automatycznie rzucały się słowa w języku angielskim, pomyślałem wtedy, że może przydałoby się je zarejestrować razem z muzyką, wtedy rozpocząłem przygodę z prostymi zabawami z obróbką dźwięku oraz wokalem.

Wybrałem jednak edukację na Wydziale Artystycznym Uniwersytetu Śląskiego w Cieszynie w zakresie grafiki, muzyką zajmuję się amatorsko – hobbistycznie. Chyba nie jestem w stanie stwierdzić co jest mi bliższe, tym czasem na pewno grafika w przypadku moich okładek współgra z zawartością (przynajmniej w moim rozumowaniu).

 Przyglądając się temu jak ta moja twórczość powstaje, to przede wszystkim, podpisuję się pod stwierdzeniem, że naprawdę dobry utwór tekstowy do piosenki powstaje nie dłużej niż w pół godziny :D. Czas pisania oczywiście uzależniony jest od melodii, pomysłu na zaaranżowanie, ale głownie od inspiracji, której zasoby nierzadko zaskakują i same leją się na papier. Miałem parę razy wrażenie, że jakiś tekst sam się napisał, myśli przewodnie nie były w żaden sposób kontrolowane, aczkolwiek zawsze sprzyjała temu wymyślona w między czasie melodia. Zdarzały się też momenty … i będą… że nie da się ruszyć z satysfakcjonującym tekstem do wymyślonej melodii, także cieszę się najbardziej, kiedy udaje mi się poprowadzić oba aspekty utworu muzycznego jednocześnie. Całą grafikę towarzyszącą utworom mam w głowie podczas tworzenia albumu, nie są to cudeńka projektowe z dużą ilością szczegółów i alternatywnych smaczków, wyznaję zasadę im mniej tym przejrzyściej. Nie chciałbym zakłócać zawartości albumu szatą graficzną.


Gdybym miał określić do czego jest mi bliżej, to prawdopodobnie słychać w nagraniach hehe… do okładki :D a tak bez żartów, to do wszystkiego, od przygotowania sampli, po nagrywanie. Teksty i grafiki robię sam, dzięki temu najwyraźniej można określić to, co sprawia mi większą przyjemność. Często tekst i okładka podlegaja edycji, a ja nie lubię wracać do czegoś, co kiedyś uznałem za skończone. W komponowaniu i nagrywaniu jest nieco inaczej, chociaż nie mam odpowiedniego sprzętu, to i tak nieźle jest sobie "pobrzdąkać" trochę dłużej niż czas na to pozwala ;). Nie potrafiłbym oddzielić od siebie tych trzech struktur tworzenia, a to właśnie dlatego, że to bardzo intymna sprawa, którą świadomie staram się odpowiednio zaaranżować, przygotować na ujawnienie innym. To działa jak ekspozycja.

Kiedyś pytano mnie – dlaczego nie kapela? Dlaczego nie zaprzyjaźnić się z muzykami, grać, koncertować, próby itp. Odpowiedź jest prosta, prawdopodobnie nie potrafię współpracować z ludźmi z branży muzycznej, mam bardzo samolubne podejście do tego co stworzę, nie czułbym się dobrze z zaistniałą potrzebą ingerencji innych w strukturę muzyki i tekstów, a na pewno ktoś chętnie by to zaproponował. Niebawem zapewne przyjdzie mi się z tym pogodzić i przeciągnąć się na „jaśniejszą stronę mocy”, czyli pracę zespołową, przynajmniej w takich kluczowych aspektach jak porządna produkcja i mastering.

Moja muzyka jest autoterapeutyczna, nie sądzę, że nadaje się jako tło na imprezę albo do ekskluzywnej knajpy, tym bardziej, nie wrzucisz tego do radiowej playlisy, coś nie będzie pasować. Melodycznie, jak podkreśliłem wcześniej, jest budowana na zasadzie tego, co mi w duszy gra. Staram się nic na siłę nie wymyślać, tylko za każdym razem poczuć więź ze skomponowanym fragmentem. Na każdym albumie skupiam się na innej sferze auto-eksploracji. To momenty kiedy jestem sam ze sobą szczery do bólu i prowadzę autoanalizę swojego zachowania, przyzwyczajeń i rozumowania tego, co w danej chwili dzieje się wokół mnie. Niektóre wnioski mają za zadanie poukładać mi w głowie parę spraw, a niektóre nakazują drążyć tematy, gdyż wierzę, że natura ludzka jest bardzo złożona i posiada nieskończone możliwości realizowania swojego „być”.



Obecny album nad którym pracuje to Self-destructing Compulsion. Utwory jakie się na nim pojawią pomagają mi znaleźć sposób na zaprzestanie powrotów do dobrze znanych mi mechanizmów obronnych, które w moim wypadku serwują więcej szkody niż pożytku w przypadku planu ułożenia sobie życia według własnej trajektorii.

Często wydaje mi się, że muzyką powiem więcej niż rozmawiając (mówcą, a już tym bardziej dobrym pocieszycielem - nie jestem. Sugeruję jednak, że moja muzyka jest otwarta, każdy może ją dowolnie interpretować w zależności od spraw i przemyśleń jakich doświadcza w danym momencie, dlatego ujawniam swoje problemy, by znaleźć wspólny język ze słuchaczem, który może się z nimi w pewnym kontekście utożsamić. Gdyby ktoś kiedyś próbował przeanalizować siebie i nie wiedział jakie wyciągnąć wnioski, to zapraszam do słuchania, bo to chyba najlepszy moment kiedy możesz mnie posłuchać.

Z biegiem lat, wiadomo, to co usłyszycie ewoluowało do bardziej lub mniej interesujących nagrań. Pozostawiam je słuchaczom i im gustom (wciąż podkreślając, że daleko jeszcze do obranego przeze mnie celu) z nadzieją, że z odpowiednim nastawieniem każdy znajdzie w tej muzyce coś dla siebie.



Utworów można posłuchać na facebookowym profilu www.facebook.com/pages/Spineinside/237947776287219?ref=ts&fref=ts bądź też na chmurce, gdzie usłyszycie utwory Overkill i Chalk w wersji demonstracyjnej, reprezentujące album Self-destructing Compulsion, jawi się tam też parę wcześniejszych utworów wraz z tekstami i autokomentarzem - www.soundcloud.com/spineinside


Tomasz Hankus

0 komentarze:

sobota, 16 lutego 2013

Przyszła Panna Młoda radzi innym Pannom Młodym

Wybór sukni ślubnej dla każdej przyszłej Panny Młodej to z pewnością wielkie wydarzenie. Zanim jednak do niego dojdzie, warto się odpowiednio przygotować. Poniżej znajdziecie kilka porad, które mam nadzieje pomogą Wam dokonać tego wyboru.

 

10 wskazówek, o których warto pamiętać:

1. Dobrze jest wcześniej przeglądnąć strony internetowe różnych salonów i wybrać te, w których suknie się nam najbardziej podobają.
2. Pamiętajcie, że suknia ślubna, która się Wam podoba na zdjęciach, niekoniecznie tak ładnie będzie wyglądała na Was samych, więc nie warto się nastawiać na konkretny model.
3. Do salonów sukien ślubnych zdecydowanie lepiej jest się umówić na dany dzień i daną godzinę- unikniecie czekania w ewentualnych kolejkach.
4.  Doradcy są ważni, ale moim zdaniem im więcej, tym gorzej. Lepiej jest wziąć ze sobą osoby, które obiektywnie ocenią, jak dana sukienka wygląda.
5. Warto kupić sobie bieliznę taką, jaką planujemy mieć na ślubie, choć w niektórych salonach dobierają nam bieliznę do naszej sylwetki i do sukni.
6. Przymierzajcie wszystko, co wpadnie Wam w oko, lepiej mieć pewność, że ta, którą wybrałyście jest tą jedyną.
7. Jeśli planujecie mieć welon, to przymierzajcie suknie z welonem, całkiem inaczej się wtenczas całość prezentuje.
8. Do salonu można umówić dużo wcześniej, ale samą decyzją można podjąć 4- 5 miesięcy wcześniej.
9. Pamiętajcie, że suknie warto dopasować do sylwetki, tak, abyśmy w niej pięknie wyglądały.
10. Idźcie do salonu z dobrym humorem i pozytywnym nastawieniem, ten dzień na długo zostanie w waszej pamięci
Ps. Pod żadnym pozorem nie pokazujcie swojemu przyszłemu mężowi sukni, nawet na zdjęciu- to ponoć przynosi pecha, a nawet jeśli nie, na pewno będzie to dla niego miłą niespodzianką.

0 komentarze:

środa, 13 lutego 2013

Suknie ślubne

Suknia ślubna to jest prawdopodobnie najważniejsza suknia w życiu każdej kobiety. Chcemy, aby były najpiękniejsze, aby wywoływały zachwyt u naszego przyszłego męża, a także wśród gości weselnych. Wiele pań już od małego marzy o swojej sukni, wiedzą, jaki ma mieć kolor, jaki ma mieć fason, ale tak naprawdę to, czy w niej ładnie będziemy wyglądać, okaże się dopiero wtedy, kiedy ją przymierzymy. Wyróżnia się kilka fasonów sukien, które pasują do określonych typów sylwetek, ale nie bierzcie tego zbyt serio, ponieważ każda z nas ma inną budowę ciała, inne usposobienie, inny charakter, a suknia ma pasować nie tylko do sylwetki, ale także do naszego charakteru i temperamentu. 

Klasyczna
 

Suknia klasyczna może być jednoczęściowa, lub dwuczęściowa, to znaczy gorset plus spódnica. Charakteryzuje się bardzo dopasowaną górą i rozszerzanego dołu, który jest podtrzymywany warstwą halek, lub halką z kołem. Ładnie się w niej prezentują panie o wysokim wzroście, ponieważ tym, które są nieco niższe, mogą one jeszcze dodatkowo skrócić sylwetkę.

Princessa

 

Ten typ sukni jest bardzo podobny do wcześniejszego, z tą różnicą, że w suknie Princessa dół jest o wiele szerszy i zaczyna się już na talii. Całość zbudowana jest w oparciu o pionowe cięcia, które biegną od samej góry na sam dół. Kto może sobie na nie pozwolić? Panie, które są niskie i chcą optycznie wyszczuplić swoją sylwetkę, tuszując swoje biodra i uda. 

Empire

Lisa Donetti - 70063 - 2013 

Wyjątkowo zwiewna i delikatna, często też odcinana pod biustem, może być właśnie w tym miejscu udekorowana ładną, ozdobną tasiemką. Może być bez rękawów, lub też z krótkimi, lub długimi rękawami, ładnie się prezentują w tym modelu bufki. Ładnie się będą prezentowały w niej panie niższe, które chcą ukryć swoje niedoskonałości, często decydują się na nie kobiety w ciąży. 

Rybka

Jasmine - T152004 - Couture 2013 - Spring 2013

Inaczej nazywana także syrenką, jest to bardzo dopasowana suknia, która podkreśla kobiece kształty. Rozszerza się od połowy ud, bądź dopiero od kolan, niestety, ale żeby ładnie się w niej prezentować, trzeba mieć nienaganną figurę, ponieważ bezlitośnie uwypukla ona wszystkie niedoskonałości.

Litera A

Lisa Donetti - 70150 - 2012

Suknia jest dopasowana, ale nie podkreśla znacząco talii, dół jest szyty w kształcie trapezu. Jest to model uniwersalny, to znaczy, że mogą się na niego zdecydować i panie wysokie i panie niskie, delikatnie tuszuje ewentualne wady niedoskonałości sylwetki.

Cygaro

 Lisa Donetti - 70250 - 2013

Model cygaro to suknia o prostym dole, nie rozszerzającym się, aby ruchy w niej były swobodne, często jest robione pęknięcie na linii nogi. Jest bardzo dopasowana do sylwetki, zwykle decydują się na nią panie o ładnej szczupłej sylwetce, dlatego, że może optycznie dodać kilka centymetrów.

Najważniejsze jednak jest to, żebyśmy się w sukni ślubnej dobrze czuły i aby, to była właśnie ta wymarzona.

1 komentarze:

poniedziałek, 11 lutego 2013

Metoda na głoda, czyli przepis na odchudzanie według Ani

Wiosna tuż tuż, z pewnością każdy zacznie myśleć o zrzuceniu kilku kilogramów po to, by móc się czuć ładnie i atrakcyjnie. Nie da się ukryć, że krótkie spódniczki, sukienki, bikini działają na nas mobilizująco. Zanim zaczniecie szukać jakiś diet, cudnych produktów, przeczytajcie historię Ani, która zrzuciła 25 kilogramów, a efekty możecie zobaczyć na zdjęciach. Miłej lektury :)

Mam na imię Ania, do dnia dzisiejszego schudłam 25 kg.
12 sierpnia 2012 roku ważyłam 107 kg, dziś ważę 82 kg, a do marca zrzucę jeszcze max 2 kg.
Chcę Ci powiedzieć, jak to zrobiłam, może skorzystasz i zrobisz to dla siebie i swojego zdrowia oraz lepszego samopoczucia.




Zróbmy to razem i nastaw się na walkę ze sobą i swoimi słabościami – będzie ciężko, a każda wygrana bitwa niech da Ci więcej siły i wiary, że uda Ci się poskromić tą grubą babę,  jaka Cię zasłania

Po pierwszym szybkim spadku wagi nastąpi przestój – nie upadaj na duchu, nie poddawaj się, to norma  – walcz dalej, a efekty samą Cie zaskoczą !

Stawiaj sobie małe kroki, nie od razu schudniesz 20 kg, jeśli ważysz 95 kg obierz cel na 90, później na 88 kg następnie 85 i tak dalej – metoda małych kroków.

Przede wszystkim pomyśl, że robisz to tylko dla siebie !
- By być zdrowszą
- By lepiej się czuć fizycznie i psychicznie
- By móc ubrać na siebie coś mniejszego, fajniejszego, by móc sobie kupić fajny 
  ciuch i wyglądać bosko
- By pokonać swoje słabości i udowodnić,  że się da !

Sprzedam Ci mój patent, nie będą to zasady, których nie znasz, ale zbiór wszystkiego zebrany do przysłowiowej kupy: Pilnuj co, ile i jak często jesz !

Zastanów się, co jesz na co dzień, przeanalizuj swój jadłospis, pomyśl ile z tych codziennych rzeczy które spożywasz jest zdrowych, ile nie, ile tuczących ile nie, przeanalizuj to dobrze.

Potem pomyśl, co lubisz, co Ci smakuje i na tym buduj swoją dietę.

Kilka zasad:

Jedz 5 razy dziennie małe porcje i dużo pij wody !

Nie smaż ( chyba że decydujesz się na wersje tygodniowego oczyszczenia z toksyn – tzn. kup 2 kg karczku – to starczy Ci na tydzień – krój plaster i smaż go na smalcu! do tego pomidor świeży – i takie porcje od 3 nawet do 4 razy dziennie – nic więcej !!! NIC, pij dużo wody przy tym – po tygodniu organizm oczyści się z toksyn – ja wytrzymałam na tym 4 dni, bo nie lubię mięsa, a dokładniej karczku, zamiast karczku można użyć piersi indyka, kurczaka lub innego mięsa)

Pij dużo wody ( niegazowana !) WAŻNE – pij wodę rano na czczo zaraz po przebudzeniu oraz na wieczór zanim pójdziesz spać. W ciągu dnia pij dużo, zwłaszcza przed posiłkami, staraj się nie pic po posiłkach ( picie po posiłku powoduje że pożywienie zamiast się trawić wpada od razu do brzucha

Pij nawet do 5 litrów wody dziennie !

Nie pij gazowanych napoi czy słodzonych soków !

Wyeliminuj pieczywo, ewentualnie jedz tylko na śniadania ( ale  nie zawsze !) urozmaicaj sobie śniadania ! Śniadanie to bardzo ważny posiłek !

Jedz warzywa świeże lub gotuj je na parze ewentualnie w wodzie z niewielką ilością soli najlepiej morskiej, możesz je tez zapiekać czy dusić w folii w piekarniku - pomidory i świeży ogórek ( możesz do woli). Jedz też kapustę kiszoną.

Jedz owoce  ( oprócz bananów ) polecam grapefruity – oczyszcza i odchudza !

Nie jedz kolacji !!!!

Jedz ryby ( możesz zamiast smażyć na patelni, obsypać ja ziołami cytryna owinąć w folie i wrzucić do piekarnika )  jedz ryby marynowane, wędzone, jakie lubisz.

Jedz nabiał – ser biały chudy kostka lub wiejskie takie z granulkami, mleko z Musil koniecznie zdrowe Musil – z płatkami owsianymi, otrębami rodzynkami itp. – takie kupisz w Lidlu 1 kg za 5 zł.

Jedz mięso gotowane w wodzie, pieczone ew. gotowane na parze, Ostatnio wypróbowany sposób smażenia – pierś kurczaka obsypana ziołami z niewielką ilością soli morskiej zawinięta w papier do pieczenia smażona na suchej patelni – 5 min z każdej strony – soczysta i bez tłuszczu ! Sól ogranicz do minimum - używaj ziół ( wyeliminuj Vegety kucharki itp. – sól zatrzymuje wodę w organizmie)

Jesteś głodna – wypij szklankę wody – wówczas zastanów się czy nadal jesteś głodna.

- nie używamy cukru ! ( prędzej miód)
- nie podjadamy !
- wywalamy z diety słodycze !
- masz ochotę na coś słodkiego – kup sobie rodzynki, suszone owoce. śliwki, morele, żurawinę, pestki dyni,  słonecznika  itp. ew. orzechy, ale niesolone !

Ruszaj się !
- Zumba 2 razy w tygodniu  po 1 h – dawaj z siebie wszystko, piernicz że ktoś może się śmiać, krzywo patrzeć, nie umiesz powtórzyć jakiegoś kroku - skacz tak by, się po prostu ruszać i spalać.
- Maszeruj – nie idź na łatwiznę i nie woź swoich czterech liter – ruszaj się, jeśli masz daleko do pracy i jeździsz autem zastanów się czy dasz rade pokonać tę odległość pieszo. Pomyśl ile oszczędzasz kasy ! Jeśli jeździsz autobusem – a może da się z niego zrezygnować? Jeśli nie, wysiadaj chociaż jeden przystanek przed właściwym i maszeruj szybkim krokiem ( możesz sobie kupić krokomierz to kosztuje ok. 30 zł)
- Twoje prace domowe; odkurzanie czy ścielenie łóżka to też ćwiczenia, staraj się do każdej takiej czynności uruchamiać każdą partię swojego ciała.
- Jazda na rowerze albo  na rolkach – jeśli nie masz, może masz od kogo pożyczyć ?



Wspomaganie

Od środka - suplementy diety
- Aplefit – kosztuje ok. 25 zł ( starczy na miesiąc) na bazie octu jabłkowego pomaga spalać tłuszcz nagromadzony w organizmie. 3 tabletki dziennie popijane szklanka wody, przyjmowane na 30 minut przed posiłkiem.
- Hydrominium – kosztuje ok. 20 zł ( starczy na ok. 2 miesiące) 1 tabletka dziennie najlepiej rano. Usuwa zbędną wodę i toksyny z organizmu. Otyli ludzie mają tendencję do zatrzymywania wody w organizmie ( sól zatrzymuje, słone przekąski itp.) Zbędna woda i toksyny potrafią ważyć nawet do 20  kg  - żeby się ich pozbyć możesz pic też herbatę zieloną (oczywiście nie słodzimy!) albo żurawinową.
Z zewnątrz – masaż ciała
- Masaż limfatyczny – zwany drenażem limfatycznym, lub masaż bańka chińską.
Najlepiej seria od 5 do 10 zabiegów - pobudza skórę do spalania tkanki tłuszczowej i uelastycznia ją.
- Peeling – rób go sama w domu najlepiej 2 do 3 razy w tygodniu – kup dobry produkt który, nada gładkości skórze i nawilży ją – ja polecam Dairy Fun Karmelowe jabłko Body skrub - Peeling do ciała Karmelowe Jabłko – kupisz w Drogerii Natura za 20 zł ( opakowanie z taką krową) Zwilż ciało wodą, zakręć wodę, nabierz porcję peelingu na dłonie i wcieraj w skórę mocno, umyj nim całe ciało, nabieraj tyle byś czuła ‘piasek pod dłońmi’ masuj najmocniej i najdłużej te partie ciała, które najbardziej wg. Ciebie są najobszerniejsze. Na koniec spłucz ciało – nie używaj już żadnego mydła czy żelu! Doskonale działa masaż w trakcie peelingu, a substancje w tym specyfiku nawilżają skórę, dodatkowo ma cudowny zapach.
- Kąpiel – szorstką gąbka masuj ciało to ujędrnia i uelastycznia je. Biust polewaj raz ciepłą.  raz zimną wodą, stosuj na  biust balsam ujędrniający Eveline z kolagenem. (15 zł w Rossmanie) 2 razy dziennie, na wieczór po nałożeniu balsamu na biust ubieraj miękki biustonosz – śpij w miękkim biustonoszu!
- Serum Modelujące – Eveline – termo aktywne serum na talię, brzuch pośladki uda (kupisz w Rossmanie za 16 zł ) Codziennie wieczorem smaruj nim brzuch, uda, pośladki, ramiona – co chcesz. Możesz to robić przed wysiłkiem, przed Zumbą – wówczas pobudzasz limfę do spalania, ew. przed pójściem spać.
- Twarz i dekolt -  w trakcie odchudzania gubimy tkankę tłuszczowa z piersi – uelastyczniaj je używając serum ale nie zapominaj o ramionach i dekolcie i szyi!!!
Twarz - rób maseczki nawilżające z kolagenem.
- Pas neoprenowy – allegro cena od 4 zł do 40 zł – jak planujesz wysiłek fizyczny smaruj brzuch, biodra i pośladki serum Eveline i ubierz pas – pocisz się jak mysz, ale przez to uprawianie ćwiczeń gimnastycznych z założonym pasem wzmacnia efekt redukcji tkanki tłuszczowej do 30%.


8 komentarze:

piątek, 1 lutego 2013

O czekaniu


Przed nami kolejna prezentacja młodego, utalentowanego człowieka - mam nadzieję, że nie obrazi się za te słowa - amatora fotografii, a może lepiej brzmi stwierdzenie - samouka z fotograficznym zacięciem! Niejednokrotnie szukamy pasjonatów gdzieś daleko, zapominając, że przecież mamy ich tuż "za płotem" - dosłownie :)
Jacek Bies jest studentem Akademii Techniczno-Humanistycznej, lecz pomimo studiowania kierunku ścisłego jest także humanistycznym umysłem, co niewątpliwe pozwala mu wykonywać zdjęcia, które w moim odczuciu, są w jakimś stopniu portretami duszy fotografowanych osób. Polecam przeczytanie "autobiografii" Jacka, która świadczy o jego dystansie do siebie. Dowiemy się także nieco o jego sposobach na dobre zdjęcia oraz kogo najchętniej fotografuje.

Kasia


Czekałeś kiedyś na pociąg, który nie nadjechał? Może na zachętę, może na ten jeden uśmiech, bodziec, który istniał tylko w Twojej głowie? Jesteś tu i teraz, czy może wciąż czekasz? Wczoraj było pięknie. Właśnie, wczoraj.

Bohaterowie (nie mylić z modelami) moich zdjęć wciąż czekają. Na co dzień wszystkie emocje zakopują głęboko pod ziemię, nie wpuszczają nikogo zbyt blisko siebie. Są nieufni, zachowawczy. Uważają, że nie mają na nic wpływu, że wszystko dzieje się ponad nimi. Narzekają, choć sami są sobie winnymi. Często odpływają, w swój „lepszy” świat. I czekają.


Czym nie jest dla mnie fotografia? Nie jest sposobem na życie, nie zarabiam na tym. Na pewno nie jest też zwyczajną pasją. Czym więc jest? Myślę, że czymś w rodzaju medium, które pozwala mi, w sposób wizualny, coś opowiedzieć. Czasem zwyczajnie zarejestrować miejsce, w którym aktualnie przebywam i które w jakiś sposób mnie sobą absorbuje. Może i dlatego, że pamięć mam nie-fotograficzną, tylko raczej słuchową, stąd te „zapiski” :)

Tworzenie zdjęć. Ostatnio skonstatowałem, że planowanie wszystkiego, dopinanie na ostatni guzik nie jest dobre. Przynajmniej u mnie się nie sprawdza. Te wszystkie misternie układane plany w realizacji (o ile do niej dochodzi) okazują się fiaskiem. Dlatego też wolę działać intuicyjnie, co nie znaczy przypadkowo. Wystarczy impuls, mała iskra. Tylko trzeba wyczuć moment (i mieć przy sobie aparat). Większość zdjęć (o ile nie wszystkie), które tu zaprezentuję, powstało w taki oto sposób. Jeszcze tytułem sprostowania (co by nie zostać posądzonym o tzw. „pstrykactwo” :) chciałbym dodać, że dobrze jest mieć ogólny plan, wstępny zamysł.


Sprawy techniczne. Swoje obrazy (jak to szumnie brzmi!) zapisuję na matrycach: cyfrowej i analogowych. Jeżeli chodzi o moje preferencje, to sprawa prezentuje się następująco. Kiedy zacząłem fotografować moim pierwszym (i jedynym, choć właściwie drugim, bo pierwszy był uszkodzony) aparatem analogowym, nie mogłem doczekać chwili, gdy uzbieram na pierwszą cyfrową lustrzankę. Pierwsze tygodnie z nową zabawką (w końcu jestem facetem) upłynęły pod znakiem zapoznawania się oraz nadmiernej eksploatacji (mam kartę pamięci 4 GB). Taka faza uczenia się. Ogromnym rozczarowaniem okazał się fakt, że samo posiadanie „luszczanki” nie czyni artystą. Oszukali mnie. Z czasem coraz częściej zacząłem sięgać pod starą poczciwą Prakticę. Wybaczyła mi. To, co wcześniej uważałem za wadę tego typu rozwiązań, aktualnie uważam za atut. Fotografowanie takim aparatem uczy pokory i szacunku do fotografii. Ograniczona długość negatywu zmusza do myślenia, naprawdę!

Obecnie staram się szukać kompromisu pomiędzy obrazowaniem cyfrowym i analogowym. Pracuję w świetle zastanym, a w planach mam również „oswojenie się” ze światłem sztucznym.

A tak poza tym (tak, wiem, nie zaczyna się zdania w ten sposób) to lubię filmy Kieślowskiego, anielski głos Lisy Gerrard i ostatnio, coraz mocniej, twórczość Gombrowicza. I żyję na koszt podatników, znaczy się studiuję. Ale jeszcze tylko pół roku, mam nadzieję.

Jacek


0 komentarze:

czwartek, 24 stycznia 2013

Psychoterapia metodą Gestalt - c.d.


Ciąg dalszy edukującej rozmowy na temat psychoterapii z Angeliką Ścieszką-Knapik --> psychoterapeutą z bielskiego Gabinetu Psychoterapii
 http://www.psychoterapia-gestaltem.pl/


KASIA: Jesteś pedagogiem z kilkoma fakultetami na swoim koncie, skąd więc po drodze psychoterapia?

Angelika Ścieszka-Knapik: Jakby sięgnąć do przeszłości, zawsze chciałam być psychologiem. Pewne sytuacje nie pozwoliły mi od razu nim zostać. Życie różnie się układa. Dopiero kilka lat temu miałam możliwość ukończenia psychoterapii i zostałam psychoterapeutą. W końcu robię to, co kocham, pomagam ludziom.

KASIA: Jak rozpoznać w sobie zaburzenia psychiczne i móc odróżnić zwykle przygnębienie, wynikające z przesilenia zimowego od depresji?

Angelika Ścieszka-Knapik: Nie zawsze człowiek bardzo chory jest w stanie sam w sobie rozpoznać problem. Czasem przyprowadza go ktoś z rodziny, czasem ma atak, znajduje się w szpitalu i tam otrzymuje diagnozę. Jak rozpoznać zwykłe przygnębienie, depresję zimową od depresji długotrwałej? Zwykłe przygnębienie mija w niedługim czasie, człowiek sam potrafi znaleźć na to pozytywne rozwiązanie. Depresja zimowa trwa tylko jesienią, zimą, a wiosną człowiek sam odżywa i jest jakby "odrodzony". Można kupić sobie taką lampę do twarzy, która na skutek używania jej ok. 15 min dziennie potrafi pomóc i człowiek ma energię do życia, oczywiście zimą. A depresja długotrwała - nie możesz rano wstać z łóżka, iść do szkoły, pracy. Całkowity bezwład, niechęć do działania, życia, czarne myśli, to nie mija, tylko trwa latami. Wtedy takiej osobie należy pomóc w sposób specjalistyczny, oprócz psychoterapii czasem stosuje się także farmakoterapię.

KASIA: Jak długo musi trwać terapia, by przynieść widoczne i zadowalające efekty dla pacjenta?

Angelika Ścieszka-Knapik: Wiesz dobrze, że każdy z nas jest inny. Zatem dla każdego to może być inny okres czasu. Zależy jaka to jest choroba. Przykładowo jedna z osób z nerwicą potrzebowała 3 lat, a druga potrzebowała 5 lat terapii . Osoby z psychopatią od 3 do 6 lat w terapii.

KASIA: W jaki sposób pomoc bliskiej osobie, u której zauważyliśmy z pozoru błahe dolegliwości - problemy ze snem lub stan lekowy? Jako osoba niewykwalifikowana psychologicznie i terapeutycznie mogę coś dla niej zrobić?

Angelika Ścieszka-Knapik: Zależy w jakim to jest stopniu zaawansowania. Czasem wystarczy przyjacielska rozmowa, niejednokrotnie to jest za mało. Objawy nie mijają. Jeżeli ostry, przewlekły lęk paraliżujący wszystkie działania w życiu, to musi być specjalista, czasem nawet leki. Bezsenność - czasem pomaga trening uważności, czasem muszą być rozwiązane wszystkie problemy, które zalegają, bo to one stwarzają wewnętrzne konflikty, myśli natrętne (ruminacje), które nie pozwalają zasnąć. Wtedy też, jeżeli przyjacielska rozmowa nie pomaga, potrzebny jest najpierw cykl rozmów w gabinecie.

KASIA: Na stornie internetowej Twojego Gabinetu Psychoterapii znalazłam informację, że jesteś psychoterapeutą i trenerem. Sądziłam, że te pojęcia są tożsame. Jaka jest między nimi różnica?

Angelika Ścieszka-Knapik: Ukończyłam Studium psychologicznego treningu grupowego i warsztatu umiejętności społecznych. Jestem trenerem treningów interpersonalnych oraz warsztatów. Po prostu konstruuje temat warsztatów i go robię - czasem jest on 3 h, czasem w szkole z młodzieżą cykl spotkań. Np. warsztaty pt.: "KONFLIKT JAKO ŹRÓDŁO PRZEMIANY – warsztaty kreatywnego rozwiązywania sporów". Tutaj możemy ćwiczyć umiejętność społeczną jak nauczyć się w sposób konstruktywny rozwiązywać konflikty. Z kolei psychoterapeuta - to lekarz duszy, psychiki, leczy za pomocą rozmowy, różnych technik terapeutycznych w czasie dłuższym. Psychoterapia to proces, nie jedno spotkanie.

KASIA: Co oznacza, że pracujesz pod "stalą superwizją"?

Angelika Ścieszka-Knapik: Istotą superwizji jest stały, obowiązkowy proces konsultacyjny, zachodzący między superwizorem, a pracownikami prowadzącymi bezpośrednią pracę z klientami. Proces ten ma służyć rozwijaniu wiedzy i umiejętności potrzebnych przy rozwiązywaniu problemów, którymi zajmuje się dana placówka, psychoterapeuci. Stanowi integralną część funkcjonowania placówki, dzięki wyznaczeniu formalnego obowiązku takich konsultacji, czasu na ich prowadzenie w planach pracy placówki i pracowników. Organizacyjnym ośrodkiem prowadzenia tego procesu są tak zwane sesje supewizyjne, czyli regularnie odbywane zebrania, na których superwizor rozmawia z psychoterapeutami, psychologami  (indywidualnie lub grupowo) nad przebiegiem ich pracy z przypadkami osób-pacjentami i sposobami rozwiązywania trudności, które w tej pracy powstają.

KASIA: Pamiętam, że kiedyś byłaś zafascynowana Freudem i nie ukrywam, że trochę mnie tym zaraziłaś :) Fascynacja pozostała do dziś? Wdrażasz jakieś jego metody w praktykę terapeutyczną?

Angelika Ścieszka-Knapik: Owszem, kiedyś tak. Nie jestem psychoanalitykiem. Freud owszem dał podwaliny dzisiejszej psychologii, ale wiele poglądów już jest nieaktualnych. Choć dał podwaliny współczesnej psychologii i wiele odkrył w swoim czasie, to jednak dziś poszliśmy już dalej. Doceniam jego dorobek naukowy, ale metod nie stosuje, kozetki też. Chociaż analizujemy czasem marzenia senne, jednak już inaczej niż Freud.

KASIA: Ostatnio w bielskiej Vaginie Cafe prowadziłaś warsztaty rozwoju osobistego pt.: "Drzemie w Tobie SIŁA". Na czym one polegały? Było duże zainteresowanie wśród przybyłych?

Angelika Ścieszka-Knapik: Razem z przyjaciółką prowadziłyśmy te warsztaty. Głównie polegały one na odkrywaniu własnych zasobów, potencjału, wewnętrznych sił, które mamy, ale ich nie widzimy. Potem ćwiczyliśmy zastosowanie odkrytych zasobów w konkretnych problemach życiowych. Był to warsztat rozwoju osobistego, który trwał 3 h, na którym było 11 osób.

KASIA: Na zakończenie pozwolę sobie przywołać cytat Sartre, który widnieje na stronie internetowej Twojego gabinetu. To chyba Twoje motto przewodnie. Napawa optymizmem i wiarą, że nasz los jest w naszych rękach. "Nie jest ważne, co ze mną zrobiono. Ważne jest to, co ja sam zrobiłem z tym, co ze mną zrobiono".

Angelika Ścieszka-Knapik: Dziękuję za przywołanie motta. Tak, to myśl przewodnia. Każdy z nas przeżył jakieś traumy, przykre doświadczenia. Nie cofniemy już tego, przeszłości nie zmienimy. Natomiast jeżeli mamy motywację, chcemy coś zrobić ze swoim życiem, ze sobą, to można w każdej chwili zacząć m.in poprzez psychoterapię. Życzę powodzenia!!

KASIA: Dziękuję, Tobie również życzę powodzenia i samorealizacji!

Kasia

0 komentarze:

Blogger Template by Clairvo