środa, 6 marca 2013

"Nie boję się już nie być perfekcyjną"


14-tego lutego w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej odbył się długo wyczekiwany koncert Renaty Przemyk - Akustik Trio. Na kilka godzin przed koncertem miałam okazję spotkać się z nią w jednej z garderób teatralnych i porozmawiać m.in. o marzeniach, które należy potraktować jako plany, lokalnym, bielskim patriotyzmie, o projekcie Akustik Trio, miłości do teatru i o porzuconym perfekcjonizmie.


Fot. E. Schonfeld

Kasia: Tak się składa, że kilka dni temu obchodziła Pani urodziny. Czego zatem mogę życzyć artystce, która osiągnęła już tak wiele? Na tym etapie są jeszcze jakieś marzenia?
Renata Przemyk: Wystarczy życzyć sił i zdrowia (śmiech). Myślę też, że w moim przypadku dobrej organizacji i lepszego zarządzanie czasem, bo są to moje słabe strony. Pomysłów nie brakuje, tylko trzeba to wszystko ogarnąć. Na tym etapie bardziej są to już plany niż marzenia. Przekonałam się, że w ten sposób podchodząc, można więcej zrealizować. Zastanawiam się, co należy zrobić, żeby osiągnąć jakiś cel, zrealizować dany projekt i staram się tak to wykonać, żeby się udało. Przekonałam  się,  że podchodząc w ten sposób, na ogół udaje się.

Kasia: Te marzenia oscylują bardziej wokół życia artystycznego? Pytam, bo z tego, co wiem, jest Pani obecnie niezmiernie zadowolona z przyziemnych spraw - ze swojego życia na wsi, gdzie odnalazła Pani swoją oazę spokoju.
Renata Przemyk: Tak zwany święty spokój – tak. To jest coś, co jest nie do przecenienia. Duża przestrzeń, świeże powietrze, a to już jest ostatnio coraz rzadsze. Jestem po tej południowej stronie, ale wystarczająco blisko Krakowa, by móc w każdej chwili tam wpaść. Rano budzi mnie śpiew ptaków, ale okazało się ostatnio, że i to potrafi być uciążliwe (śmiech). Zamieszkanie na wsi było fantastycznym pomysłem i spełnieniem moich marzeń. To najlepszy przykład na to, że marzenia trzeba potraktować jako plany. Zamarzył mi się dom na wsi i punkt po punkcie udało się zrealizować ten plan. Teraz mieszkam w domu, który jest dokładnie mojego projektu z kominkiem, takim jaki chciałam, z werandą. No i mam gdzie tworzyć!

Kasia:
Po tylu latach, od kiedy opuściła Pani Bielsko, utożsamia się Pani jeszcze z tym miastem?
Renata Przemyk: Wiele mnie łączy z tym miastem. Jestem stąd. Tu została cała moja rodzina. Nawet dzisiaj na koncercie będą moje koleżanki z liceum. Wiadomo, że te kontakty troszkę się poluzowały, nie jest już tak jak wtedy, gdy tu mieszkałam. W zasadzie od tej pory, gdy wyjechałam na studia, nie mieszkam już w Bielsku, ale bywam tu tak często, jak to możliwe. Zawsze będę emocjonalnie związana z tym miejscem. Zresztą w Teatrze, w którym teraz jesteśmy, był mój debiut teatralny. Jako dziecko występowałam w spektaklu Chłopiec z gwiazd. Tutaj tak naprawdę wszystko się zaczęło. Były tu pierwsze marzenia, pierwsze występy.

Kasia: Pytam o to też dlatego, że ostatnio spotkałam się z trochę nieprzychylną opinią, która sugeruje, iż nie promuje Pani Bielska. Jak ustosunkuje się Pani do tego? Nigdy nie pojawił się plan  wspólnego projektu muzycznego z jakimś bielskim zespołem, np. z Akuratami?
Renata Przemyk: Szczerze mówiąc, nie spotkałam się z taką opinią. Czuję się patriotką lokalną i Bielsko zawsze będzie moim miastem rodzinnym, ale też nigdy nie podchodziłam do tego w taki sposób, że potrzebuję się identyfikować z kimś artystycznie tylko dlatego, że pochodzi z tego samego miasta(śmiech). Raczej projekty muzyczne oceniałam pod względem artystycznym. Nawet nie było nigdy takiej sytuacji, żebym odmówiła. Sama faktycznie nie wpadłam na to, by stwarzać tą bielską siłę artystyczną, ale zawsze podkreślam, że stąd pochodzą i tu są moje korzenie.

Fot. M. Biedziuk
Kasia: Jak sama Pani twierdzi – każda płyta otwiera i jednocześnie zamyka pewien etap. Zatem co zamyka, a co otwiera Akustik Trio?
Renata Przemyk: Trzeba zacząć od tego, że to tak naprawdę nie jest taki nowy projekt. W tym wypadku nastąpiła sytuacja nietypowa, gdyż nie było tak jak zawsze, że najpierw zostaje nagrana płyta, a potem następuje związana z nią trasa. Po moich doświadczeniach teatralnych zamarzył mi się projekt parateatralny, akustyczny, taki w którym ja też będę równoprawnym muzykiem, gdzie pojawią się jakieś inne elementy, oprócz wykonywania piosenek, takie jak dodatkowe instrumenty, na których gram, rekwizyty, snute opowieści podczas występu. Każdy koncert jest zamknięty wokół jakiejś idei, a opowieści są przystosowane pod temat przewodni w danym dniu. Dzisiaj mamy 14-tego lutego, więc jestem jakby postawiona pod ścianą (śmiech). Dziś chyba nie da się o niczym innym rozmawiać, jak o miłości. Te przewodnie tematy koncertów zmieniają się, gdyż projekt jest żywy. Z każdym koncertem może pojawić się jakiś nowy element, ponieważ w dużej mierze opieramy się na improwizacji. To jest pierwsza w moim życiu sytuacja, gdzie pozwoliłam sobie i muzykom na improwizację. Nie było by to możliwe bez moich wcześniejszych doświadczeń teatralnych, kompozytorskich. Po koncertach publiczność pytała, gdzie można kupić taką płytę, bo chętnie by jej posłuchali w domu. Pomyślałam sobie, że byłoby fantastycznie ją nagrać, ale jeszcze nie teraz. Objawiał się tu mój perfekcjonizm przez lata pielęgnowany. Po 3 latach grania stwierdziłam, że nie będzie takiego dnia, kiedy będę w stu procentach zadowolona i przekonana, że to jest ta idealna i skończona forma, bo może być dobra na dzień dzisiejszy, ale ona nie przestanie ewoluować. Stwierdziliśmy, że po prostu wybierzemy taki dzień, w którym to nagramy i to będzie to, co możemy najlepszego pokazać w danym dniu. Tak właśnie powstała ta płyta, po 3 latach grania. Przez te 3 lata bardzo się zgraliśmy i jest to słyszalne na płycie. Projektowi Akustik Trio towarzyszy parateatralna aura. Widzowie, przychodzący na koncert mówią, że płyta bardzo im się podoba. Idealna sytuacja jest jednak wówczas, gdy odsłuchanie płyty uzupełnione jest również o przyjście na koncert. To mnie bardzo cieszy, że słuchacze mimo iż mają płytę, ciągle chętnie przychodzą na nasze występy.

Kasia: Jaka była selekcja utworów do Akustik Trio? Wybór tych najbardziej sztandarowych?
Renata Przemyk: Jak powstał ten pomysł, wybraliśmy około 30 utworów, które według mnie miały potencjał, szansę zaistnieć w tym układzie. Już na etapie pierwszych prób było wiadomo, które z nich są według naszej trójki ciekawsze. Później już na samych koncertach sprawdziliśmy przy których nam się lepiej gra i improwizuje, a także które są bardziej lubiane przez publiczność. Bardzo potrzebowałam właśnie tego rodzaju wymiany energii, gdyż te koncerty są niezwykle interaktywne.

Kasia: Z jednej strony Projekt Akustik Trio może być trochę niebezpiecznym zabiegiem, gdyż dokonuje Pani totalnej metamorfozy utworów dobrze nam znanych, które zyskują nową warstwę interpretacyjną i do końca nie wiadomo jak na te zmiany zareaguje publiczność.
Renata Przemyk: Publiczne występy w samej swojej istocie są niebezpieczne, bo narażamy się na opinię i krytykę innych(śmiech). Zakładam, że gdy robię to z przekonaniem i sercem, to ryzyko się opłaci. Jeżeli trafię do czyjejś wrażliwości, to będzie to prawdziwe. Zdaję sobie również sprawę z tego, że mogę się komuś nie spodobać. Widz ma swoje prawa (śmiech).

Kasia: Po prostu chodzi mi o to ryzyko odczarowania utworów, które są silnie zakorzenione w pamięci słuchaczy. Wydaje mi się, że Projekt Akustik Trio nie tylko tchnął nowe życie w stare utwory, co nadał im nową warstwę interpretacyjną. Choćby utwór Babę zesłał Bóg w akustycznej wersji zyskał wiele subtelności i przestał być feministycznym hymnem.
Renata Przemyk: Jestem już na scenie muzycznej ponad 20 lat i nie byłabym w stanie śpiewać pewnych utworów jak dawniej. Choćby z nudów. Stwierdziłam, że utwór Babę zesłał Bóg ma potencjał, zresztą o dobrej piosence świadczy to, że można ją przearanżować na różny sposób i nie będzie wtedy gorsza, a wręcz może zacząć otwierać nowe możliwości interpretacyjne.

Kasia: Przeważnie jest tak, że jeżeli kupimy płytę, to później po jakimś czasie idziemy na koncert tego artysty. W przypadku Projektu Akustik Trio często następuje sytuacja odwrotna. Zaleca Pani innym najpierw kupienie płyty czy przyjście na koncert?
Renata Przemyk: Nie ma reguły. Wiem, że miały miejsce oba przytoczone przez Panią przypadki. Publiczność po koncertach domagała się płyt, więc po jakimś czasie zaczęliśmy je ze sobą wozić. Oczywiście, byli też tacy, którzy najpierw zakupili płytę, a dopiero później przyszli na koncert.


Kasia: Pani stały atrybut, jakim jest akordeon, również jest tak silnie obecny podczas występów Akustik Trio? Zauważyłam ostatnio, że ten instrument przeżywa swój renesans.
Renata Przemyk: Jest, nawet sama na nim gram, chociaż to może za dużo powiedziane (śmiech). Uwielbiam akordeon. Zawsze będę mówić, że to jeden z tych magicznych instrumentów o nieograniczonych możliwościach. Tu są możliwości ograniczone tylko przez muzyka, który na nim gra. Co jest charakterystyczne dla składu Akustik Trio, to fakt, że odważyłam się w końcu wyjść z jakimś instrumentem na scenę. Nie potrafię na żadnym z nich grać, tak dobrze jakbym chciała, ale też ten projekt mnie samą otworzył i nie boję się już nie być perfekcyjną. Wcześniej bardzo skupiałam się tylko na śpiewaniu i wydawało mi się, że nie jestem w stanie zrobić więcej niż jednej rzeczy naraz na scenie. Wszystkie moje doświadczenia teatralne jednak przydały się. Np. w spektaklu Terapia Jonasza było do zrobienia dużo rzeczy naraz na scenie – tańczenie w niewygodnym kostiumie, śpiewanie, dialog. Te doświadczenia dały mi niezwykłą szkołę życia, ale też odwagę i pewność siebie. Stwierdziłam, że jeżeli to co robię jest szczere,  wypływa prosto z serca, to nawet gdy nie jest perfekcyjne i tak coś o mnie mówi oraz może stanowić ciekawą treść dla widza. Zresztą mam znakomitych muzyków i to oni są idealni, jeśli chodzi o granie na instrumentach. Moja rola polega raczej na tym, by wprowadzać w to wszystko kolor. Dla mnie samej wyszło to zaskakująco ciekawie.

Kasia: Podoba mi się Pani stwierdzenie, że nie chce Pani już być perfekcyjną, co jakby stanowi opozycję do współczesnych czasów, gdzie media wpajają nam sztuczny perfekcjonizm. Jest Pani dla mnie pewnego rodzaju fenomenem, gdyż jako artystka, będąca na polskim rynku muzycznym, który coraz bardziej staje się skomercjalizowany, konsekwentnie podąża Pani swoją drogą, będąc praktycznie nieobecną w mediach, a mimo to osiągając całkiem niezłe wyniki sprzedaży płyt. Co jest zatem tym złotym środkiem?
Renata Przemyk: Myślę, że wynika to z tego, iż jestem nienachalna, co przy tak długim czasie bycia w branży, śpiewaniu, graniu jest plusem, bo nie zdążyłam się znudzić i przejeść. Nigdy nie zamierzałam być popularna, nie to było moim celem. Zawsze zależało mi na muzyce, graniu, śpiewaniu, tworzeniu. To jest moja pasja, moim założeniem nie jest epatowanie samą osobą i bywaniem po prostu. Pokazuję się w mediach, wtedy gdy mam jakiś projekt do zareklamowania np. nową płytę, sztukę teatralną, wówczas bardzo chętnie o tym opowiadam. Teraz faktycznie jestem w o tyle komfortowej sytuacji, że gdy moje nazwisko jest trochę znane, wówczas otwiera to drzwi na nowe projekty. Musi być jednak jakiś powód ku temu, żebym pojawiła się w mediach, a każda kolejna płyta jest okazją do przekonania się jak duża jest liczba zainteresowanych. Mogę się tylko cieszyć, że wciąż bardzo duża. W tym wypadku nie ma żadnego złotego środka, a każda płyta jest niespodzianką, dzięki której zdobywa się publiczność na nowo.

Kasia: Z każdą nową płytą traci się serce do tych poprzednich?
Renata Przemyk: Ta płyta jest jedenasta. Tego repertuaru nazbierało się już tak dużo, że naturalną koleją rzeczy jest, że niektóre utwory są grane częściej, a inne zostały faktycznie odłożone na półkę. Z kolei pewne piosenki lepiej  mi się śpiewa, niektóre publiczność bardziej lubi. Jeżeli występuję z dużym składem, to dobieram piosenki tzw. the best of, ale zawsze selekcjonuję je wedle takiego klucza z czym aktualnie się identyfikuję, co jest w stanie, według mnie, stworzyć w miarę spójny program. Są piosenki sprzed lat, które się bronią, są takie, które pojawiają się w nowych aranżacjach. Myślę, że ładunek emocjonalny jest tu najważniejszy. Kieruję się własnym sercem, gustem, intuicją oraz tym, co w danym momencie do mnie przemawia, co jestem w stanie szczerze i prawdziwie przekazać. Człowiek rozwija się i zmienia. Inaczej interpretuje się utwory, gdy ma się dwadzieścia lat, a inaczej mając czterdzieści. Są takie piosenki jak Baba, które śpiewamy 20 lat później i będą one nadal aktualne, ale mogą już  być inaczej interpretowane.

Kasia: Czyli Baba się zmieniła.
Renata Przemyk: Tak (śmiech). Dojrzała.

Fot. M. Biedziuk
Kasia: Słuchając Pani utworów mam wrażenie, że te teksty wychodzą spod Pani pióra, a tymczasem sytuacja jest odwrotna. Jak udało się Pani uzyskać tą symbiozę z autorką Pani piosenek Anną Saraniecką, która idealnie wkomponowuje się w Pani spojrzenie na świat, wrażliwość?
Renata Przemyk: To rzadkość spotkać człowieka, który ma możliwość ogarnięcia swoim słowem, talentem to, w jaki sposób się ten świat widzi. Spotkałyśmy się na studiach i zaczęło się od kina offowego. W klubie studenckim były nielegalne pokazy. Tam się poznałyśmy. To był koniec lat 80-tych i ciężko było dorwać dobrą książkę. Tak naprawdę połączyła nas miłość do książek. Poznałyśmy się przez mojego przyjaciela, z którym zresztą przyjaźnię się do tej pory i jest ojcem chrzestnym mojego dziecka, a wtedy grał ze mną. Okazało się, że potrzeba nam tekstów. Pomyślałam sobie, że skoro tak samo z Anią postrzegamy pewne wątki w literaturze, mamy podobne poczucie humoru, a przy okazji wiedziałam, że pisze ona  dramaty, wiersze, a na studiach reżyserowała sztuki w klubie studenckim, to będzie odpowiednią osobą, do której należy pójść i poprosić o tekst. Okazało się, że intuicja mnie nie zawiodła. Potem następowały jeszcze długie rozmowy na temat sztuki, muzyki i samych tekstów, co spowodowało, że udało się nam osiągnąć formę, która mnie zadowala i treść, z którą mogę się identyfikować. To było dla mnie bardzo ważne, by były tam przekazane sprawy w taki sposób w jaki mnie dotykają. Z czasem było coraz mniej poprawek, aż w końcu praktycznie nie ma ich wcale.

Kasia: Chce Pani przez to powiedzieć, że nie wprowadza Pani już jakichkolwiek poprawek w tekst?
Renata Przemyk: Najpierw powstaje muzyka. Nawet jak robiliśmy wspólne projekty teatralne, to zawsze pierwsza była muzyka z aranżacją przygotowaną na tyle, że sugerowała nastrój, potem były rozmowy na ten temat, sugerujące o czym myślałam jak to pisałam. Łatwiejsza była sytuacja, gdy chodziło o sztuki teatralne, bo scenariusz już pewne rzeczy nakreślał. A w przypadku muzyki, najpierw opowiadałam Ani, co wyobrażam sobie w danym tekście, kim tam byłam, o kim myślałam, jak to czytałam i w momencie, gdy jest taki trop, szkielet, to zazwyczaj nie ma już żadnych problemów odnośnie treści utworu.

Kasia: Nie myślała Pani o tym, by jednak popełnić własny tekst?
Renata Przemyk: Myślałam i zdarza mi się to coraz częściej. Ostatnio realizowałam sztukę, zresztą z dyrektorem tego teatru – Robertem Talarczykiem dla Teatru Rampa w Warszawie Monsters- pieśni morderczyń – do której napisałam dwa teksty oraz muzykę do sześciu utworów. Zdarzyło mi się też napisać kilka pojedynczych tekstów do nowej płyty. Chyba po prostu musiałam do tego dojrzeć, by zdobyć się na taki ekshibicjonizm. Kiedyś wydawało mi się, że to by było już totalne odkrywanie i łatwiej było mi posłużyć się tekstami Ani, zwłaszcza, że są znakomite.

Kasia: W zasadzie w większości odpowiedzi na moje pytania przemyca Pani gdzieś teatr. To jest dla Pani jakaś...
Renata Przemyk: Miłość!

Kasia: Większa niż muzyka?
Renata Przemyk: To się łączy, może poza jednym przypadkiem, kiedy grałam w sztuce, a nic do niej nie napisałam, bo zazwyczaj mój udział w danym projekcie opiera się na pisaniu muzyki. Ale nawet jak nie komponuję to przynajmniej w niej śpiewam.

Kasia: Na zakończenie – za rok będzie Pani obchodzić 25-lecie działalności artystycznej. Są już jakieś plany na tą okazję?
Renata Przemyk: Kolejny projekt, kolejne lata śpiewania. Jestem w trakcie pracy nad nową płytą, mam nadzieję, że pojawi się jeszcze w tym roku.

Kasia: W takim razie życzę powodzenia i dziękuje za udzielenie wywiadu.

0 komentarze:

Blogger Template by Clairvo